Strony

czwartek, 20 listopada 2014

niedziela, 9 listopada 2014

Król cz.4

Stałam przed lustrem, a na przeciwko zamiast mnie widziałam straszną, rozlewającą się postać. Miała na sobie sukienkę do ziemi w kolorze brudnych, brzydkich, zielonych liści. Była związana pod biustem, a materiał wszędzie spokojnie dyndał.
Ale to nie byłam ja.
Spojrzałam z niechęcią na zegar, który mówił, że jest już bardzo- niedługo-do-balu.
Nie chciałam tam iść, jedyną ważną wartością było ciasto na bocznym stoliku, którego żadna prawdziwa dama by nie zjadła.
Ale ja nie byłam prawdziwą damą. Byłam duszą zgubioną w dziwnym ciele.
- Chodź już.
W sali balowej kręciło się wiele za-bardzo-chudych kobiet w za-bardzo-obcisłych sukienkach. Niektóre wyglądały na moje rówieśniczki, a niektóre były tylko podreperowane plastycznie. Większość przyszło ze szczupłymi modelami, często kobiety po prostu wynajmowały mężczyzn ze swoich Budynków. Żałosne. Ruchem jednostajnie przyspieszonym podreptałam do stolika z ciastem i zaczęłam się obżerać. To czekoladowe było szczególnie dobre, miało w sobie więcej czekolady niż czegokolwiek innego.
- Księżniczka- bardziej stwierdził niż zapytał przystojny, wyższy ode mnie facet. Stałam oniemiała, z ustami pełnymi ciasta.
- No- wybełkotałam, opluwając go przy tym ciastem.- Przepraszam.
- Nic się nie stało- uśmiechnął się.- Ma pewnie już pani zajęty cały wieczór, jednakże mógłbym prosić panią do tańca?
- Jeden z tych sprytniejszych, którzy odkryli, że to ja jestem następczynią tronu?
Spojrzał dookoła z niepokojem, nachylił się nade mną i szepnął:
- Nie jesteś.
***
W windzie spotkałam tego rudego chłopaka, który mieszka nad nami i często się spotykamy. Uśmiechnęłam się do niego, bo nie mogłam zrobić nic innego. Nie miałam też potrzeby poznania jego imienia. Był dla mnie po prostu rudym chłopakiem z góry.
Winda zatrzymała się na piętrze z salami gimnastycznymi. W powietrzu unosiła się woń kremów antypotnych rozdawanych co pół roku w paczuszce z identycznym dla każdego białym ręczniczkiem, akcesoriami do spinania włosów i bidonami na napoje izotoniczne (miałam takich w domu od groma). Przywitałam się z Veną z ósmego piętra. Była wyższa ode mnie o pół głowy, miała jasne, proste włosy, których nigdy nie widziałam rozpuszczonych i małe, szare oczka.  Była moją najlepszą przyjaciółką (nie przepadałam za towarzystwem ludzi, ale jej tolerowałam). Razem weszłyśmy do jednaj z sal i rozpoczęłyśmy trening. Monotonny głos wizualnej trenerki wprowadzał mnie w trans.