Byłam w Kimberton. Jest to mała miejscowość niedaleko Philadelfii. Mieszkaliśmy u rodzin 7-klasistów. Pokochałam tamtą szkołę, system nauczania i fakt, że szkolnictwo nie polega tam na bezmyślnym zapamiętywaniu informacji. Praktycznie wszyscy byli dla nas życzliwi, uśmiechali się, pytali skąd jesteśmy. Pracownicy Starbucksa dziwnie zapisywali moje imię. Ben (nasz nauczyciel) cieszył się ze wszystkiego jak małe dziecko, bo tu się wychował.
Odpoczęłam i nabrałam radości do życia.
Zapomniałam o nieważnych
Nasz dom, kózy/kózowie (nie znacie ich, po prostu bezpieczniej było jeśli nazywałyśmy je nazwą przypominającą starożytny ród). Mieszkałyśmy na farmie, w domu babci- starym, zimnym lecz z bardzo miłymi ludźmi :)
Nowy York- ostatniego dnia pojechałyśmy tam na wycieczkę. Zakochałam się w prostocie tego miasta. Bo ono jest proste i naturalne.
Z wizytą u Amiszów i widok z Pagody
Na głównym zdjęciu nasz ogródek z liną do huśtania, Philly i Nowy York.
Piosenki, które dodałam mogą się wydawać z lekka głupie, ale wiążą wiele wspomnień z wyjazdem :).
Oczekujcie następnego posta- o przyjaźni damsko- męskiej.
PS Co uważacie o nowym wyglądzie?
Na razie nic, bo moj telefon nie wyswietla grafiki i jestem na wersji mobilnej.
OdpowiedzUsuń<333
OdpowiedzUsuńTwój blog został dodany do Magicznej Przytani :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)