W poście zamieszczam ostatnie z opowiadań.
Tu jest. Maleńkie pudełeczko z odznaczeniem za dobre wyniki w nauce. Ostatni rok przed studiami. Dali mi również stypendium, które sumiennie odłożyłam. Nigdy sumie nie widziałam przypinki. Cieszyłam się pieniędzmi i końcem szkoły. Pudełko cisnęłam w kąt, zadowolona i pełna ambicji. Małe, czerwone, aksamitne. Pogładziłam je palcem. Otwarłam.
***- Długo się nie widzieliśmy- powiedziałam, mrużąc oczy, oślepione letnim blaskiem.- Wiem, przepraszam. To wszystko takie nagłe, ale co uważasz o moim pomyśle?- Jakim pomyśle?Zamrugał oczami, włożył ręce do kieszeni kurtki, a jego policzki zapaliły się czerwienią. Przez moment patrzył na mnie, jakby nie mógł zrozumieć, czy żartuję.- Nie ważne, najlepiej udawać, że o niczym nie wiesz.I odszedł. Odszedł na zawsze.***Zrozumiałam, co miał na myśli, gdy obracałam w palcach maleńki pierścionek z błyszczącym, delikatnym kryształem. Musiał trochę kosztować (pieniądze, wartość, mamona). Gdybym otwarła to pudełko ponad pół wieku temu, moje życie wyglądałoby inaczej.Może wtedy byłabym szczęśliwa.***Siedziałem przy niej w szpitalu i trzymałem za rękę. Wyglądała tak młodo, chociaż jej twarz miała już oznaki zaawansowanej starości. Długie, szczupłe palce były zimne, wiedziałem, że to już nie potrwa długo. Zawał- tak to określili lekarze. Serce wykonywało ostatnie, nikłe ruchy. Jej oddech gasł, tak jak gasło jej życie. Nie mogłem się oprzeć myśli, że mogłaby być moją żoną, a wtedy na palcu serdecznym nosiłaby obrączkę, a nie pierścionek zaręczynowy, który znalazła. Zabiłem ją? Nie, zabiło ją jej utęsknione serce, które kończąc bić udowadniało, że istnieje bardziej niż kiedykolwiek. Lekarz i pielęgniarki stali za szklaną szybą, obserwując scenę pożegnania. Pocałowałem ją delikatnie w usta.To był mój pierwszy pocałunek w życiu.
Musieli być zachwyceni.Nie, życie to nie bajka i nie przebudziła się. Mogę jednak przysiąc, że na jej twarzy pojawił się półuśmiech, taki jakim zawsze mnie raczyła. Zanim jej historia dobiegnie końca (jej, nie nasza; ja zajmuję się tylko epilogiem) należy wam się maleńkie wyjaśnienie. Jest wam na tyle bliska, że na kilku rzezach może wam zależeć.
Nie mam na imię Madelf. Przezwisko to usłyszałem w porcie, nadane zwykłemu rybakowi. Pasowało idealnie. Kim jestem? Chcielibyście całą historię, bo okrojone zostawiają niedosyt, prawda?
Znalazłem się w Nowym Jorku wtedy, kiedy ona. Byłem na ślubie jej przyjaciółki. Wiedziałem, gdzie ona mieszka. Zatrudniłem się w sklepie z żywnością ekologiczną, bo wiedziałem, że tam się zjawia.
Pytacie- dlaczego mnie nie rozpoznała?
Lata młodości spędziłem na wojnie. Postrzelony kulą przeszedłem operację, która w połączeniu z mocnym słońcem zmieniła moją twarz nie do poznania. Nabawiłem się wręcz przystojnych rysów.
Dlaczego nigdy nie powiedziałem jej prawdy?
Czy powiedzielibyście kim jesteście osobie która (w waszym uznaniu) na zawsze was odtrąciła?
Ja nie. Stałem z boku, we własnym życiu stając się widzem. Czy to jest miłość? Nie umiem wam odpowiedzieć, czy właściwa. Ale tak, kochałem ją.
Chwilę później zgasła-po cichu i z klasą. Miała ponad siedemdziesiąt lat, ale ja nadal widziałem w niej małą dziewczynkę, z którą spędziłem najpiękniejsze chwile mojego życia.
Przepraszam, kochanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz