Strony

niedziela, 26 października 2014

Król- cz.2

Szedłem wąskimi uliczkami. Przede mną dyndał długi kucyk mojej dziewczyny. Jej włosy miały turkusowy odcień, tak jak krótka, zszywana spódniczka. Byliśmy parą od trzech lat. Prawdopodobnie będzie kiedyś moją żoną. Należała do klanu Wody. Jego członkowie nosili niebieskie ubrania, kobiety farbowały włosy na ten kolor i nosiły turkusową biżuterię. Ich zadaniem było w skrócie znajdywanie źródeł wody, przestrzeganie kolejek do mycia i oczyszczaniem jej.
Ja byłem natomiast z Klanu Dzikich.
Dzicy byli tu pierwsi. Gdy ich wygnano, bo byli za bardzo inni. Jedyne co dostali to upragnioną wolność, trochę suchej, rudej ziemii i wielki strach "Co z nami będzie'.
Nikt nie wie jak wybudowali miasto poza miastem. Jak powstała Biedna Dzielnica.
W ciemnym zaułku dostrzegłem postać. Jej oczy lśniły delikatnie, bo trzymała lampkę na świeczkę.
- Gotowi?- wyszeptała.
Ahaya tylko pokiwała głową i zeszliśmy do podziemia.
Tylko nasze kroki.
***
Saragh natknęła się na mnie, gdy siedziałam w pałacowej kuchni i podżerałam ciasto. Było wybornie delikatne, przesłodzone i tłuściutkie. Rozpięłam ten niewygodny twór zwijający się w harmonijkę na moim ciele, dlatego musiałam wyglądać jakbym chciała nawiązać z owym wypiekiem jakiś głębszy stosunek. Saragh westchnęła z niezadowolona, wzięła ode mnie talerz i nie słuchała głosu protestu, który spowodował tylko, że byłam cała w wyplutych okruszkach.
- Jesteś za gruba, żeby żyć- pokręciła z niedowierzaniem głową.
- To jest prześladowanie religijne- wydyszałam.- Wyznaję kult ciasta. To coś w rodzaju uzależnienia, miłości i bóstwa w jednym. Kocham je, a ona mnie. Nie możesz go tak po prostu izolować!
- Jesteś walnięta- wstała z wysokiego taboretu i podeszła do drzwi. Chcesz iść ze mną na spacer?
- Bardzo śmieszne. Do sąsiedniego pokoju?
- Dzisiaj bal. Nie zapominaj- trzasnęła drzwiami, pozostawiając po sobie tylko woń kwiatowych perfum, będących jej kwintesencją. Saragh miała delikatną, jasną cerę bez skaz, małe, ale czysto niebieskie oczy z jasnymi rzęsami, które często malowała. Jej nos był kształtny, a usta pełne i jasnoróżowe. Szczupła budowa była uosobieniem wszystkiego co wymagało się od kobiet Bogatej Dzielnicy, może nie miała jeszcze tak wyrzeźbionych kobiecych kształtów, ale w sumie miała dopiero dwanaście lat. Delikatna, jasna, szczuplutka postać z biało- blond włosami była wszystkim tym, czym ja nigdy nie będę.
Moja uroda była z deka inna. Cera nie wyglądała tak imponująco jasno, królewsko, była wręcz oliwkowa. Włosy ciemne, kręcone, przystrzyżone na wysokości ucha. Moje oczy miały nijaką, szarą barwę, a nos delikatny garb. Delikatny garb był jedyną moja delikatną cechą. Wyglądałam jakbym zjadła wielki, okrągły placek, który zamiast porządnie się strawić po prostu utknął w poprzek mnie. Jedyną cechą, która mnie pocieszała był fakt, że w odróżnieniu do mojej siostry nie mogłam być pomylona z nieziemsko pięknym chłopcem. W złości planowałam czasami ucieczkę do Biednej Dzielnicy i zarabianie jako prostytutka.
Ale nie mogłam, byłam za gruba.
A poza tym byłam następczynią tronu Sevii. Byłby niezły przypał.
***
Ahmyl Fou skoczył z dachu. Należał do Budynku drugiego.
Bardzo nam go szkoda.
Niech spoczywa w wiecznej pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz