Strony

środa, 27 listopada 2013

Opowiadania- Skazy rodzinne

W mojej szkole odbył się konkurs literacki. Chętni mogli wziąc udział w czterech kategoriach zadań . Ja wybrałam formę literacką, napisałam opowiadanie. Niestety nie udało mi się nic osiągnąć, jadnak próbować zawsze warto :)

Skazy rodzinne
Patrycja wyglądała za okno samochodu. Krajobraz był jednostajny i nieciekawy. Mgła zdawała się pochłaniać smukłe drzewa rosnące wzdłuż drogi. Spojrzała na młodszego brata. Daniel grał na konsoli, co pewien czas wygrażając się swoim wirtualnym przeciwnikom.  Tata, który prowadził pojazd miał na uszach słuchawki podłączone do nowoczesnego telefonu. Mama zajęta była czytaniem jednej z tych gazet, w których artykuły wyglądają na pisane przez małe dzieci. Dziewczyna westchnęła. Żadnej rozmowy, kontaktu. Każdy zajęty był swoimi sprawami. Zresztą jak co tydzień w drodze na obiad do babci.
Dom starszej pani znajdował się na obrzeżach Warszawy. Jak zwykle na spotkanie dzieci wybiegły psy babci, które ta próbowała bez skutku uspokoić. Gdy usiedli przy stole i zaczęli jeść, Daniel obrażonym głosem powiedział:
- To niesprawiedliwe! Mam zadane wypracowanie na polski, w którym mam opisać  „Skazy rodzinne”- na dźwięk tytułu pracy zadanej przez nauczycielkę skrzywił się niechętnie - Kaśka to ma łatwo, jej tata pije i czasami nie wraca do domu, rodzice Piotrka ciągle się kłócą, a my?- spojrzał krytycznie na członków rodziny- Idealni! Co niedziela obiadek u babci…
- Mogę ci opowiedzieć o moim dzieciństwie- utkwił wzrok w zupie tata.
- A co w nim może być niezwykłego?- zaśmiał się chłopak- Dostałeś raz czwórkę z matmy?
- Tak. Dostałem nawet za to lanie- odpowiedział bezbarwnym głosem.
- Tata cię bił?- nie mógł uwierzyć  Daniel, jednocześnie przypominając sobie, że nigdy nie słyszał o dziadkach ze strony ojca.
- Moja rodzina była dość… Specyficzna. Matka zmarła, gdy byłem jeszcze mały. Mój ojciec był powszechnie znanym chirurgiem. Zawsze chciał, żebym ja i moja siostra poszli jego drogą. Nie dawał nam zbyt dużo wolności. No dobrze, nie dawał nam jej wcale- pomieszał łyżką w talerzu i kontynuował- W twoim wieku nie miałem przyjaciół. Ojciec nie pozwalał spotykać mi się z nikim po lekcjach. Musiałem siedzieć w domu i rozwiązywać zadania z matematyki, chemii czy fizyki. Tata nigdy nie cieszył się jednak z moich osiągnięć. Uważał, że to coś zwykłego, normalnego. Za to karał bardzo surowo…- przerwał na chwilę- Dostawałem w skórę za każdą ocenę poniżej piątki. Potem wszyscy w szkole się ode mnie odsunęli. Nikt nie mówił mi nawet zwykłego „cześć”. Uważali mnie za wyrzutka, bali się mnie. Pewnego dnia, w ostatniej klasie liceum pan polonista oddawał nasze prace. Kazał mi zostać po lekcji. Domyślałem się, że słabo mi poszło i byłem załamany . Wyobrażałem już sobie słowa taty: „Mówić też musisz umieć”. Po lekcji nauczyciel  powiedział mi, że moja praca jest genialna. Mówił, że mam talent i zachęcił mnie do pracy dziennikarza. Wtedy się zbuntowałem. Wiedziałem, że ojciec nigdy nie zaakceptuje mojego wyboru. Zabrałem pieniądze z mojej szuflady i pod osłoną nocy uciekłem z domu. Zamieszkałem u ciotki. Ojciec nigdy mnie nie szukał. Nie przyszedł na ślub z twoją mamą. Urwaliśmy wszelki kontakt.
W drodze powrotnej  rodzina rozmawiała. Historia ojca była tak nieprawdopodobna, że stracili chęć do innych czynności. Daniel zapytał się w pewnym momencie:
- O czym było to wypracowanie?
Ojciec uśmiechnął się posępnie i odpowiedział:

- „Skazy rodzinne”

Wiersze- Tłum

Zgubiłam się
Nie w obcym mieście
Nie na dworcu na lotnisku
Nie jestem sama na drugim końcu świata
Nie
Ja zgubiłam się wśród ludzi
Nie znam stron
Zapomniałam mowy
Nie ma mnie
Jestem dla nich niewidzialna
Mogę zniknąć
A oni nie zauważą nic
Tajemne moce, których
Nie umiem okiełznać
Skulona płaczę
Oni nie widzą
Oni nie widzą
Kierują wzrok w drugą stronę
Zdają się nie mieć twarzy
Potwory
Potwory takie same jak
ja
***
A jeśli mnie usłyszysz
Zobaczysz
Przypomnisz sobie
To pewnie będzie już za późno
Tłum mnie przykryje
Odejdę
Nie odwróciwszy nawet głowy
***
Czekam
Czekam wciąż

wtorek, 19 listopada 2013

Opowiadania- SamolotEM- cz.6

To, że Marika nie zabiła się zbiegając ze stromej skarpy graniczyło z cudem. Jednak to, że goniący ją Vigo i Harsh również przeżyli było już miłosierdziem bogów. Dziewczyna cały czas przecierała oczy chudziutkimi paluszkami, chcąc otrzeć je z łez. Gdy wybiegła na pierwszy odsłonięty pagórek zobaczyła największe ognisko świata. Nie słyszała ludzkiego krzyku, ogień szybko trawił wszystko co kiedyś zwano Solval. Harsh dogonił w końcu Marikę i delikatnie lecz stanowczo chwycił ją za ramiona. Po chwili dogonił ich zziajany Vigo.
- Ja muszę...Zobaczyć co z  moją rodziną! Puszczaj- wyrywała się dziewczyna.
- Całe miasto spłonęło! Nie ma szans by ktokolwiek przeżył- tłumaczył niskim głosem blondyn. 
Vigo rzucił się na ziemię krzycząc z rozpaczy i niemocy. Marika wyrywała się Harshowi lecz po chwili zrozumiała, że chłopak ma rację. Wszyscy usiedli zrezygnowani na trawie. Najgorsza była ta świadomość, że nikogo już nie mają. Zostawali sami na świecie. Marika w kolejnym przypływie płaczu przytuliła się do silnego chłopaka. Ten objął ją swoim ramieniem.
- Jestem zupełnie sama- wydyszała przez łzy.
- Jesteśmy. Wszyscy jesteśmy.
------------------------------------------------
- Elias! Ja...My... Co ty robisz?- zapytała z wyrzutem gdy chłopak przysunął ją do siebie. Wyrwała mu się z objęć. W głowie miała mętlik. Nic nie rozumiała. Czuła, że musi ochłonąć. Pośpiesznie zbiegła ze skalnego występku. Nie zatrzymywała się. Uciekała sama nie wiedząc przed czym. W końcu znalazła się na owym nieszczęsnym pagórku. Palące się miasto naprawdę nie było tym co chciała teraz zastać.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Zmiany na lepsze!

Chcę powiadomić Was, czytelników mojego bloga, którzy dodają mi siły i zapału do pracy nad moją twórczością o kilku zmianach, które sukcesywnie wprowadziłam.
1. 'The great four'- blogi: mój i moich znajomych, w podobnym klimacie ( na nich głównie opowiadania).
2. ' Stop for a moment' (zatrzymaj się na chwilę)- cytat na dziś
3. W zakładkach tematycznych macie zebranie artykułów z danego wątku. Ten sam efekt uzyskacie klikając na etykietę pod poszczególnym artykułem. Na stronach będę jednak też umieszczała artykuły poboczne, także radzę tam zaglądać :)
4. MUZYKA! W pasku na górze ekranu odtwarzają wam się moje ulubione (aktualnie) piosenki. Możecie je sobie zmieniać (playlista po prawej stronie paska) albo wyłączyć (nie radzę ;).
Muzyka będzie zmieniana co miesiąc, lub częściej. Wszelkie propozycje wysyłajcie do mnie lub zostawcie w komentarzach pod tym postem.
Polecajcie bloga innym!
Autorka

niedziela, 17 listopada 2013

Wiersze- Zmiana

Uśmiecha się sama do siebie
Satysfakcja radość duma 
Wywołały je słowa
Ludzkie słowa
Podobno się zmieniła
Brzydkiemu kaczątku wyrosły białe pióra
Już nikt nie krzyczy
Wszyscy tylko patrzą w skupieniu
Próbując zrozumieć
Tą chytrą sztuczkę czasu
Który dziewczynkę
Nielubianą
Zamienił w barwnego motyla
A ona temu nie ufa
Bo przecież codziennie widziała się 
W lustrze
Nie widziała zmian, które zmieniły
Zmieniły ją
Zmieniły ludzi
Które każą zmieniać ludzkie serca
Na które czekamy z utęsknieniem
A gdy przychodzą
Rozkładają nas na kolana
Zdzierają szaty
I zostawiają niedopytanych
A ta dziewczyna kładzie tylko palec na usta
I kolejnemu podaje rękę do tańca
A sala milczy
Ludzkie słowa niepotrzebne

poniedziałek, 11 listopada 2013

Opowiadania- SamolotEM- cz.5

Droga wiodła skrajem góry. Ścieżynka była wąska i zasypana piachem spadającym z wyższych części wzniesienia.
- Jak spadniemy do Vigo będzie nas zbierał- stwierdził niechętnie Elias.
- Ciebie nikt raczej nie podniesie- stwierdził przyciszonym głosem Harsh. Był zawsze bezpośredni i nie bał się mówić co myśli. Władczy stosunek kumpla do wszystkiego zaczynał go jednak już trochę irytować.
- Mayu, pomóc ci?- nie zważając na docinki blondyna Elias postanowił wytracić Vigo z równowagi. Zgodnie z oczekiwaniami ten wlepił wzrok w ziemię i przyspieszył kroku, tak aby nie widzieć przesłodzonego obrazka Eliasa i Mayi.
- Złap mnie za rękę, proszę- dziewczyna wdzięcznym ruchem podała mu prawą dłoń. Dzięki temu przyjaciel ubezpieczał ją od strony masywu skalnego.
- Już, moja damo- Elias mimowolnie popatrzył na Vigo z nutą złośliwości. 'Nie wygrasz ze mną'- zdawał się mówić.
Ten jednak wdał się w żywą dyskusję z Mariką i Harshem, zastanawiając się czy gryfy kiedyś istniały. Korzystając z okazji Elias wyszeptał do Mayi:
- Ja też ci coś muszę pokazać.
- Ale Vigo...
- Będziesz się nim przejmować?- spojrzał na dziewczynę powątpiewającym wzrokiem.
Nie słysząc jednak odpowiedzi ujął ją za rękę trochę mocniej i wspięli się na szczyt góry po występach w skale. Na górze było naprawdę wietrznie. Maya rozłożyła ramiona na boki i rozwiązała długi warkocz tak, że długie, falowane włosy zdawały się płynąć. Spojrzała w dół. Wszędzie, ze wszystkich stron otaczały ich góry opatulone delikatną pierzynką mgły. Najostrzejsze szczyty przebijały się przez nią i nadawały krajobrazowi jakiejś cichej nadziei. 
- Wszystko widać! Elias! Tu jest cudownie!- krzyczała, chcąc być głośniejsza od wiatru.
- Szczerze? Ja widzę tylko rozmazane plamy. Czuję jednak tą energię, która wydobywa się z tego miejsca. Jeśli to Bóg stworzył świat, to musiał zacząć tu- podszedł do Mayi i przytulił ją od tyłu. Dziewczyna z rozmarzeniem oparła głowę o jego silne ramiona.
Ten, bijąc się z myślami nachylił się w końcu do ucha dziewczyny i wyszeptał:
- Kocham cię.
--------------------------------------------
W tym czasie reszta zdążyła już obejść górę. Doszli do miejsca ukrytego między skałami. W jednej z nich była mała szczelina.
- Maya- zaczął Vigo lecz gdy się odwrócił zobaczył, że dziewczyny nie ma. Co gorsza Eliasa też.
- Pewnie znaleźli sobie jakąś cieplutką jaskinię- uśmiechnęła się sarkastycznie Marika lecz Harsh położył jej rękę na ramieniu. Dał znak, aby przestała. W oczach Vigo malował się ból, żal i gniew. Był jednak spokojny. Za to w środku musiał się gotować. Lada chwila mógł wybuchnąć.
- No nic- wycedził przez zęby- Podejdź Mariko.
Dziewczyna spojrzała przez występek w skale. Widok na Solval zapierał dech w piersi. Wszystko wydawało się małe i pokorne. I takie... Oświetlone...
- Chłopaki!- krzyknęła przerażona- Solval płonie! 

niedziela, 3 listopada 2013

Moda- SWEATER WEATHER :)



Witam wszystkich!

W tym poście chciałam napisać coś o modzie wszechobecnej. Jakoż, że niestety nastał najgorszy miesiąc roku- ciemno, zimno łyso i pada przygotowałam coś, co pomoże wam uśmiechnąć w tym posępnym miesiącu :)


<- Tu taki mały obrazek za co można ją jednak kochać






















Zdecydowanie zgadzam się ze wszystkim, ale teraz chciałabym zaczepić właśnie o te swetry.
WSZECHOBECNA SWEATER WEATHER!!!!!!!!!!!!!







Tu kilka przykładów. Generalnie- co nosimy? Pastele, napisy paski. Swetry mogą być wełniane lub imitowanie wełniane. Wkładane przez głowę lub rozpinane. Jeśli chodzi o bluzy z napisami ja kieruję się jedną zasadą- czy zgadzam się z napisem. Inaczej to nie ma sensu  :P.
Miłego listopada!
(najlepiej spędzonego przy gorącej czekoladzie. czytając mojego bloga w cieplutkim sweterku :*)

Opowiadania- SamolotEM- cz.4

Miejsce nad źródełkiem należało do ulubionych miejsc paczki przyjaciół. Było wystającym kawałkiem skały, z której roztaczał się piękny widok na góry między Norwegią a Szwecją. Z lewej strony rosła samotna wierzba płacząca, której wiszące gałęzie dawały schronienie przed porwistym wiatrem nawiedzającym ten zakątek. Na środku wystającej grani mieściło się źródełko z czystą lecz lodowatą wodą. Płynęło delikatnie przed siebie, aby w końcu spłynąć ze skały. Przyjaciele usiedli pod wierzbą, rozłożyli koc i wyjęli produkty spożywcze zakupione przez Eliasa i Mayę. Zostawili tylko rybę, którą postanowili upiec pod wieczór w ognisku, a następnie przyprawić przyprawami. Teraz Harsh wyjął swoją przenośną kuchenkę i udał się do źródełka, z którego zaczerpnął krystalicznie czystej wody. Następnie ustawił garnuszek z cieczą na ogniu i pomógł Vigo w przygotowywaniu bułek z przepyszną marmoladą brzoskwiniową. Polegało to na wygrzebaniu 'środka' i włożenie na jego miejsce marmolady. Bułeczki od piekarza były słodkawe i dobrze przypieczone. Vigo- amator gotowania często roztapiał jeszcze na nich cukier i posypywał cynamonem. Tak oto przygotowane pyszności popijali kawą rozpuszczalną o smaku karmelowym. Do wygrzebanych środków dosypywał oregano i przypiekał nad palnikiem, dzieląc wcześniej masę na kilkanaście mniejszych kuleczek. To były naprawdę przepyszne śniadania. Wszyscy jak zwykle pochwalili pomysł Vigo, a ten tylko pokiwał głową i uśmiechnął się gorzko patrząc na Eliasa obejmującego zmarzniętą Mayę.
- Chciałabym zobaczyć morze- odezwała się Marika wpatrując się w krajobraz bezkresnych gór.
- Niby jak?- zapytał sceptycznie Vigo- Jedyne mapy w SolVal to mapy lotnicze, z którymi za dużo nie zdziałamy.
- Kiedyś w szkole mówili, że morze jest albo na wschodnich brzegach Szwecji albo przy norweskich fiordach- przypomniała sobie blondynka.
- Głupia wojna!- stwierdził posępnie Vigo- Ta bieda, to wszystko!
- Z drugiej strony możemy przepadać gdzieś na całe dnie zamiast siedzieć w szkole- uśmiechnął się Elias.
- Tak, niech dzieci ze Sztokholmu mają więcej możliwości wszystkiego- przewrócił oczami Vigo.
- Co ci dzisiaj jest?- zapytała z troską w głosie Maya.
Chłopak nie mógł powiedzieć, że po prostu za każdym razem gdy dziewczyna choćby dotyka Eliasa, jego świat się załamuje. Nie mógł powiedzieć, że najchętniej rzuciłby się z góry. Nie mógł powiedzieć, że Maya jest, była i będzie dla niego wszystkim. Nie mógł powiedzieć, że w bitwie On- Elias czuje się przegrany.
- Nic, chyba się po prostu nie wyspałem- wyjaśnił wbijając wzrok w swoje buty.
Marika zaśmiała się cicho, sama do siebie. W bajki nie wierzyła. Nie wiedziała również jak Maya mogła być tak ślepa. Odwróciła się do słońca, które idealnie oświetlało jej okrągłą twarzyczkę. Przymknięte stalowe oczy osłaniane były przez króciutkie, jasne rzęsy. Zadarty nosek dodawał dziewczynie drapieżności. Usta wygięte były w lekko sarkastycznym uśmiechu ukazującym dołeczek w lewym policzku. Z tej perspektywy naprawdę wyglądała olśniewająco.  Nagle zobaczyła koło siebie Harsh'a.
- Czego się gapisz?- zapytała bez ogródek.
- Ładna jesteś, to się gapię- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Dziewczyna mimowolnie się zarumieniła. Zaraz jednak to Harsh poczuł palący policzek, gdy ta bez ogródek dała mu w twarz.
- Za co? Ja tu się otwieram, a ty mi w szczękę!- udawał złość.
- Bez takich- pokiwała mu palcem przed oczami próbując robić groźną minę. Zaraz jednak obydwoje się roześmiali.
Dobrze wiedzieli, że ani romantyczność ani złość na siebie nie wychodziła im najlepiej. No dobrze, nie wychodziła im wcale.
- Zbieramy się! Zarządził Vigo.
- Gdzie idziemy?- zapytała zaciekawiona Maya.
Ten, zadowolony, że zdobył choć cząstkę jej uwagi uśmiechnął się tajemniczo i powiedział:
- Zobaczysz.

sobota, 2 listopada 2013

Opowiadania- SamolotEM- cz.3

Za Mariką szedł Harsh- to kłócący się z Vigo, to pytający się blondynki czy dobrze idą. Ta w odpowiedzi tylko głośno się śmiała. Za chłopakami szła Maya i Elias trzymający koszyk z jedzeniem. Dziewczyna co jakiś czas podbiegała do przodu, próbując podstawić Vigo nogę, ale niestety jej się nie udawało.
- Mayu, chodź tu do mnie!- zawołała drobniutka postać.
Chwilę później przyjaciółki szły już koło siebie.
- Zgubiliśmy się chyba- szepnęła Marika.
- Jak? Ty się nie umiesz gubić!- oburzyło się dziewczę z długim warkoczem.
- A jednak umiem!
- Hm... To po prostu udawajmy, że idziemy dobrze. Wystarczy iść na północ, a dojdziemy do tej wierzby nad urwiskiem.
Marika pokiwała głową, machnęła na Mayę, że ma iść do tyłu i spokojnie szła dalej. Powód, dla którego chłopcy nie mogli dowiedzieć się o problemach był wręcz groteskowy- Marika jakieś tezy lata temu pokłóciła się z Harsh'em gdy zgubili się pośród śnieżycy. Od tej pory to ona wyszukiwała szlaki i była w tym niemal nieomylna. Niemal...
Maya podeszła do Harsh'a. Damska solidarność damską solidarnością, a obłęd obłędem.
Zagarnęła go na koniec pochodu.
- Powiedz jej w końcu, że umie przewodzić nami lepiej niż ty- powiedziała teatralnym szeptem.
- Po co?
- Bo do końca życia będziemy chodzić w to samo miejsce- zaśmiała się Maya.
- Miałem więc rację- odparł spokojnie chłopak.
- Harsh!
- Maya!
- Siebie warci- pokiwała głową z niedowierzaniem.
- Przecież my się lubimy- powiedział zgodnie z prawdą przyjaciel.
- Wiem- mrugnęła do niego i podeszła do Eliasa.
- Gdzie idziemy?- zapytał.
- Nie wiem- skłamała. Damska solidarność jednak górą.
- Czyli zobaczymy?
- Czyli zobaczymy. Zimno mi- przyznała.
- Jest już jakaś dziesiąta...
- Właśnie dlatego nie lubię jesieni, zimy. Te temperatury są okropne!
- Chodź marudo!- Elias objął dziewczynę w talii, a ta wtuliła się w jego ciepłe ciało. Tak doszli aż do źródełka pod wierzbą.

Jak opowiadanie? Czy wśród moich czytelniczek są też zgorzałe fanki Eliasa? ;)