- To ty Trevorze- ujrzenie Strażnika Czasu nie przyprawiło mnie o większe zdziwienie.
- Istotnie. Widziałaś mnie przez ostatnie pół roku- odpowiedział mężczyzna.- Na nas już pora. Wyprostował się i poprawił swój długi, skórzany płaszcz. Rzucił mi ponaglające spojrzenie i ruszyliśmy w kierunku lasu. Deszcz zamienił ziemię w błotniste kałuże i każdy krok powodował zapadnięcie się po kolana w grząskim podłożu. Na szczęście Ona zadbała o długie, nieprzemakalne kalosze. Choć o lepszych spodniach to już zapomniała.
- Nie widziałam jej.
- Taka jest umowa- Trevor odchrząknął znacząco, dając mi do zrozumienia, że temat jest już zakończony.
Wycie wilka. Instynktownie przybliżyłam się do Trevora. Mężczyzna udawał, że nic nie zauważył. Wiedział, że boję się prawie wszystkiego. Bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z kruchości życia. Zbyt mała waga przywiązywana do tak istotnych rzeczy jak własne bezpieczeństwo prowadziła tylko na tę drugą stronę.
Cóż za ironia... Ja tak jakby właśnie z niej przybywam.
W końcu zobaczyłam zarys znajomej bramy. W duszy trochę mi ulżyło. I znów ten smutek, że nie mogę jej zobaczyć. Oraz to, że ludzie nas nie rozróżniają.
- Jesteśmy... Charlotte- wziął moją rękę i leciutko przyłożył do ust.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
- Płacą mi...- wydukał pod nosem.- To znaczy, cała przyjemność po mojej stronie- poprawił się szybko.
Spojrzałam ostatni raz na Strażnika Czasu i weszłam przez furtkę. Pogładziłam zaostrzone wykończenia furtki. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Co za ironia... W środku było cieplej niż na zewnątrz, jednak przeciągi szalały po całym budynku, do złudzenia przypominając błąkające się duchy. Lisa już na mnie czekała. Jej zmęczone oczy przyglądały mi się dobrotliwie.
- Przyjdź do mojego pokoju. Weź kąpiel w łazience na korytarzu- popatrzyła krytycznie na moje kalosze.- A to zostaw na wycieraczce.
Chciałam coś powiedzieć, lecz ona zauważywszy drobny ruch moich ust powiedziała tylko:
- W moim pokoju za dziesięć minut. Tylko szybko, bo kakao ci wystygnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz