Znowu musiałam go pożegnać. Bardzo nie lubiłam tej chwili. Najgorsze ze wszystkiego było to, że znikał tak niepostrzeżenie. Żadne pożegnania nie były możliwe. Zostawałam tylko z nadzieją, że wróci. A on zawsze wracał. Mieliśmy taką swoją niepisaną umowę. Czas, w którym musiałam czekać był bardzo trudny. Na jego miejsce przychodził ktoś bardzo pewny siebie. Każde jego wejście i wyjście było bardzo dokładnie podkreślone. Wszyscy starali się mu przypodobać. Gdy znikał zdawali się gasnąć i upadać z sił. Wtedy ja się odradzałam. Z radością witałam mojego przybysza. Mieliśmy czas, aby opowiedzieć sobie o tym co nas minęło. Jednocześnie spotkania wydawały się tak krótkie, że aż męczące.
Tak, zdecydowanie mogłam być zmęczona. Mogłam być smutna. Rozgoryczona i pełna obaw.
To przecież straszne czekać tyle na przyjście Nocy.
Na przyjście Księżyca.
Tajemnicy czas
OdpowiedzUsuń