Lisa
Charlotte zeszła do mojego pokoju po siedmiu minutach. Mokre, czarne włosy spięła dużym klipsem przy czubku głowy. Ubrana była w czystą piżamę- tę beżową w białe grochy o koronkowych wykończeniach. Cała pachniała owocowym balsamem.
- Proszę- wskazałam jej ręką gorący napój i ciasteczka. Dziewczyna usiadła elegancko i wziąwszy do ręki pierwszą kokosankę zamoczyła ją w kakao.
- Musisz jeść bardziej jak Charlotte...- zauważyłam delikatnie.
- Charlotte tak właśnie je- odparła sucho. Uchwyciłam jej spojrzenie.
- Wiesz o kogo chodzi- pogłaskałam ją ręką po policzku.
- Nie wiem jak ona je!- oburzyła się dziewczyna opierając się mocniej na krześle.
- To zaufaj moim spostrzeżeniom. Przynajmniej przez pierwsze dwa tygodnie. Później możesz już jeść schludnie, ubierać się w spódnice i mieć niepoobijane kolana. Na razie jednak nie.
Charlotte nieznacznie pokiwała głową, a chwilę później z ciastka sypało się już więcej okruchów. Uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Odgrodziłaś sypialnię i gabinet kotarami- rzuciła.- Mądre posunięcie.
- Właśnie o tym chciałam z tobą pomówić- spojrzałam na nią poważnie.
- O kotarach, Liso? Czyżby choinkowa zieleń nie przypadła ci do gustu? Zastanawiałaś się nad innym formatem?...
- Charlotte- przytrzymałam jej rękę.- Nie udawaj głupiej. Nie wychodzi ci to najlepiej.
- To ty chcesz rozmawiać o kotarach- wzruszyła ramionami i założyła rękę na rękę. Wpatrywała się chwilę we mnie, lecz gdy zobaczyła moje rozbiegane, smutne oczy, ustąpiła.- Mów- poprosiła przepraszającym tonem.
- Wczoraj przyszła do mnie pewna kobieta. Raczej starsza. Ona... Ona chciała cię... Was adoptować.
Dziewczyna nie poruszyła się. Dokończyła pić ciepły napój i spytała lodowatym tonem:
- Co w tym dziwnego?
- Niby nic, tylko...
- Tylko?
- Ona miała taki błysk w oku. Jej bardzo zależało. Przeżywała głęboki ból.
- Liso, nie dopowiadaj faktów. Powiedziała ci to?
- Nie. Muszę przytoczyć ci cytat z "Małego Księcia"- " Najważniejsze jest dla oczu niewidoczne. Dobrze widzi się tylko sercem".
Charlotte wstała z oburzonym wyrazem twarzy.
- Liso! Kotary- " Mały Książę"- cytaty... Ułóż z tego całość. Nie odbiegaj od tematu. Mam potrzebę przespaniu przynajmniej pięciu godzin. Zamierzam iść jutro do szkoły.
- Dobrze, opowiem. Tylko mi nie przerywaj- odburknęłam.
Charlotte wzruszyła ramionami, a chwilę później oparła ręce na stole i położyła na nich głowę.
- Starsza kobieta przyszła do mnie. Chciała wa.. ciebie adoptować- zaczęłam. Zobaczyłam, że dziewczyna otwieraj już usta z chęcią wypowiedzenia komentarza, lecz utemperowałam ją jednym, krótkim spojrzeniem.
- Bardzo zależało jej na adopcji. Ona chyba wiedziała... Przynajmniej zdawała się wiedzieć. Tylko skąd?- ostatnie zdanie wymruczałam do siebie.
- Co zrobiłaś?- spytała lodowatym tonem.
Westchnęłam. Odczekałam chwilę nim odpowiedziałam.
- Krzyknęłam na nią. Powiedziałam, że was... To znaczy ciebie nie oddam.
- A ona?- Charlotte już nawet na mnie nie patrzyła.
- Wybiegła z płaczem.
- Pięknie. Genialnie wręcz...- mamrotała dziewczyna.- Chcesz jeszcze o czymś pomówić?
Wiedziałam, że lodowaty ton i pozorna obojętność były tylko maską, którą przyjmowała dziewczyna, gdy kłębiła w głowie zbyt wiele myśli.
- Idź spać- poprosiłam. Dziewczyna wstała. Wyglądała jak upiór. Gdy zbliżyła się do drzwi zawołałam ją jeszcze. Odwróciła się z nieobecnym wyrazem twarzy.
- Charlotte zostawiła ci list.
- To naprawdę głupio brzmi, Liso.
- Majowa? Tak lepiej?
Pokiwała smętnie głową, rzucając mi jeszcze pozorny uśmiech.
- Dobranoc.
- Mhm- odparła i wyszła bezszelestnie.
Zdałam sobie sprawę, że ta biedna osóbka o charakterze analityka śledczego nigdy nie zazna prawdziwego spokoju.
Co gorsza nie tylko ona...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz