Strony

piątek, 28 lutego 2014

March music edition

Jak pewnie zauważyliście, co miesiąc zmieniam szatę graficzną i muzykę na blogu. Spowodowane są moim nieprzyjaznym stosunkiem do przyzwyczajeń. 

W tym poście chcę krótko napisać o piosenkach, których możecie posłuchać w tym wydaniu 'Muzyki Tiny' ;) . Dlaczego one? Co one dla mnie znaczą?

1."Do syna Józefa Cieślaka", Lao Che- z nimi upłynęła mi cała podróż na i z ferii. Cała płyta odwołuje się do Biblii, ale tylko zaczerpuje z niej tematy. Wybrałam akurat ten utwór, ponieważ za każdym razem gdy słyszę słowa Chrystian daj spokój, nie warto się wychylać na usta wskakuje mi sarkastyczny uśmiech i nie schodzi z nich do końca piosenki. Jestem pełna podziwu dla geniuszu tekstu!

2"Honesty", Editors- uwielbiam się w to wsłuchiwać kiedy jestem smutna. Nie wiem czy to zasługa muzyki czy tekstu. To nawracające pytanie- Does the honesty decive? (Czy uczciwość się opłaca?). Refleksyjna. Zasłyszana kiedyś rano w radiu.
3."I'll be there for you", The Rembrandts. Aktualnie zakochałam się w serialu "Przyjaciele" (wina pani Eweliny!). Piosenkę bardzo lubię, bo kojarzy mi się z serialem i prawdziwą przyjaźnią.
4."Hey brother", Avicii. Na początku roku codziennie razem śpiewaliśmy "Wake me up...". Teraz PRZEZ JAGODĘ pokochałam tą piosenkę. Przez tego samego małego skrzata kojarzy mi się z naszą klasą i szczerze braterską przyjaźnią.
5."Wake me up when September ends", Green Day. Piosenka nawiązująca do faktu, że wykonawca po śmierci ojca zamknął się w pokoju ze słowami "Obudź mnie kiedy skończy się wrzesień". Czuję w niej emocje, tak skrzętnie ukrywane...
6."Burn", Ellie Goundling. Przypomina mi tegoroczny wyjazd na narty. Była stale puszczana w tunelu, którym podjeżdżało się do nartostrady. Daje mi poczucie siły.
7."Nobody's home", Avril Lavigne. Smutna sprawa, mam wrażenie, że piosenkarka śpiewa o mnie. Kiedy jestem sama i nikt mnie nie rozumie puszczam ją i wrażenie, że to o mnie nawraca. Niezwykle emocjonalne.
8."Weak", Seether. Też zasłyszane rano w radiu. Uwielbiam refren i moc z jaką wokalista wypowiada WEAK.
9."Motorcycle emptiness", Manic Street Preachers. Z tą piosenką wiąże się moja osobista historyjka. Na obozie wróciłam bardzo szczęśliwa do pokoju. Położyłam się, włączyłam IPoda na losowy wybór i... znalazłam piosenkę, której szukałam pół roku! Przywołuje mi na myśl wewnętrzne szczęście :)

To tyle jeśli chodzi o marcową muzykę. Zachęcam do wysłuchania wszystkich kawałków. Na pewno coś wam się spodoba!

Music

Music speaks | via Tumblr

.

I am more into music


Mr Darcy?

Zaczęło się niewinnie.
Oglądałam z bratem nowy film na DVD, aż pojawiła się reklama "Dumy i uprzedzenia". W wakacje czytałam już "Rozważną i romantyczną" (inną powieść Jane Austin), styl autorki bardzo mi się podobał, dlatego z braku innych lektur sięgnęłam po "Dumę..."



Na początku napiszę, że dziwi mnie, a nawet irytuje jedna kwestia. Może to zabrzmi jak wynurzenia starszej pani. Dlaczego nastolatki w moim wieku czytają te wszystkie głupawe serie- "Zmierzch", "Pamiętniki wampirów", pamiętniczki- niepamiętniczki, a na dobrą książkę patrzą z pogardą?
Nie mówię, że wyżej wymienionych nie można czytać, sama jestem w trakcie lektury PLL, które też do zbyt ambitnych nie należy, ale nie można zastępować.
Dwie moje przyjaciółki, patrząc na to co czytam zapytały czy wszystko ze mną dobrze...
A ze mną bardzo dobrze. Jestem tylko trochę niewyspana. Czytanie 22:00- 2:00 i kolejna sesja od 7:00 do 12:00.

Zamknijcie oczy, przenosimy się w czasie.
XVIII/XIX w., Anglia. Czas wielkich bali, dżentelmenów i dam, intryg, wydawania córek za mąż z powodu pieniędzy, małych wsi i dużych miast, powozików zaprzężonych w konie...
Jesteśmy. Opowiem może trochę o rodzinie Bennetów.

Pan Bennet- ostoja spokoju, żałuje wyboru żony, jedna z nielicznych myślących postaci w rodzinie.
Pani Bennet- naprawdę irytująca postać. Histeryczka, stanowczo zbyt gadatliwa... Denerwowała mnie!
Jane Bennet- wybranka pana Bingley'a. Była przedstawiona jako śliczna, spokojna, dobrze ułożona. Wg mnie trochę bez charakteru.
Elżbieta Bennet- trudno nie lubić bohaterki, z którą się utożsamia. Ulubiona córka swojego ojca, czasami bezczelna, ale miała swoje zdanie. Wyróżniała się w tłumie swoich głupawych młodszych sióstr. Miłość pana Darcy'ego.
Mary Bennet- najbrzydsza latorośl Bennetów, wiemy o niej tylko tyle, że ciągle czegoś się uczyła lub nieudolnie grała na klawikordzie. Jej ciągłe wynurzenia filozoficzne były groteskowe, nie poważne.
Kitty Bennet- wg ojca 'najgłupsze stworzenie na świecie'. Coś w tym było. Ciągle latała za oficerami, głupio się śmiała i przynosiła wstyd rodzinie.
Lidia Bennet- kolejne głupie stworzonko. Zbyt głupie, aby o nim pisać.

Znamy już Elżbietę, która oprócz Jane i ojca nie ma w rodzinie oparcia, wręcz przeciwnie- bliscy wykazują niezwykłe skłonności do poniżania się w towarzystwie.
Poznajemy również pana Darcy'ego. Wyróżniał się z towarzystwa. Na początku wszystkich razi jego duma. Ja osobiście odebrałam ją jako swoisty protest przeciwko głupocie ludzi.
Skrycie zakochuje się w Elżbiecie Bennet.
Ona ma go jednak za człowieka złego, dumnego i okrutnego.

Untitled

Książka ma na celu pokazanie jak mylne jest pierwsze wrażenie, jak łatwo osądzamy ludzi i jak pochopnie stawiamy wnioski.

Darcyyyyy

Niegodziwe to było, oj niegodziwe ze strony pani Austin kreować taką postać jam pan Darcy.

Love! Mr. Darcy <3

Dziękuję za piękną opowieść.
Czekam na swojego pana Darcy'ego.

Mr. Darcy ♡♡♡

PS Jagodziu, bez rozważań filozoficzno- autoproblematycznych, proszę!



poniedziałek, 24 lutego 2014

No może...

Ten post wbrew pozorom jest ważny.
Dotyczy odpisywania na smsy.
Drodzy koledzy!
Jeśli dziewczyna jest na tyle zdeterminowana, żeby pisać do was pierwsza- BŁAGAM nie uraczajcie jej dwuwyrazową odpowiedzią. Tworzenie zdania nie podraża kosztu wiadomości. Jeśli ta dziewczyna przez cały dzień bije się z myślami czy do was napisać odpisywanie jednym słowem (lub totalna ignorancja) wpływa tylko na samoocenę.
Wierzcie mi, to nie jest dobry wpływ.
A wiecie co jest najgorsze?
Jedynym chłopakiem, który odpowiada pełnymi zdaniami jest mój przyjaciel.
A On pisze 'no może'.
A ja jestem do tego przyzwyczajona.






Dziewczynka z mroku- cz.12

Wtedy usłyszałam kroki. Zobaczyłam James'a.
- Charlotte! Zaczekaj!
Tak też zrobiłam. Poczułam pulsowanie w okolicy serca. A może tylko mi się wydawało? Coś usiłowało przedrzeć się przez tę twardą, nieczułą skorupę przez lata tak dokładnie budowaną. Od początku mieszkania u Lisy, w sierocińcu. "Bądź twarda a nic cię nie zmiszczy". 

Nic też nie poczujesz.
Przez całe życie byłaś martwa.
Głosy miały rację. Bez uśmiechu, przyjaciół, miłości. Samotna. "Szczęśliwa". Dlaczego łudziłam się, że jestem szczęśliwa?!
Wright w końcu dobiegł.
- Czekaj, wariatko!- wydyszał.- Stój.
- Co?- Patrzyłam na niego z ławki.
Oparł się na kolanach i spojrzał na mnie z pobłażaniem.
- Co jest złego w tym, że jesteś śmiercią?
- A ty kim jesteś?- uniosłam brwi do góry.
- Jestem dobrem. Uwierz przeraziło mnie to nie mniej niż ciebie. "Dobro?! Ja i dobro?!"- myślałem. To narzuca tryb. Musisz być dobry. Nie jestem matką Teresą. Jane wytłumaczyła mi, że chodzi o usposobienie- przerwał na chwilę.- Uważa, że dobro, zło, życie i śmierć są względne. Na przykład...
- Na przykład ja- przerwałam mu.- Biologicznie rzecz biorąc żyję, a psychicznie nie.
- Powinienem zaprzeczyć, ale od razu wyczułem różnicę pomiędzy tobą a...
- Majową. Roboczo jestem Listopadową.
- Ale ty jesteś ciekawsza.
- Co masz na myśli?- serce tłukło mi w piersi.
- Majowa... Może wydawać się idealna. Nie ma ludzi, którzy jej nie kochają. Jest prosta, wesoła i szczęśliwa.
- Dobrze, skończ- przewróciłam oczami i usiadłam na oparciu ławki.
- Chciałem tylko powiedzieć, że ta idealność mnie przerażała.
Zapadła niezręczna cisza. Ktoś może krytykować Majową?
Mówi tak, żeby nie było ci głupio.
Nieprawda. Czy nadal chciałam być drugą Majową? Niedoskonałą kopią?
- Przecież mnie nie znasz- wyjąkałam.- Jestem cicha i wycofana. Mówią, że nie mam uczuć. Mam charakter suchego, oschłego analityka śledczego. Nie mam przyjaciół. Ludzie się mnie boją. Nie uśmiecham się. Wyglądam na szarą urzędniczkę...
Wright przerwał mi. Położył ręce na mojej talii i zdjął mnie z ławki. Gdy położył mnie na ziemi nie cofnął dłoni. Delikatnie położyłam mu ręce na szyi.
Przytuliłam go.
Albo on mnie.
I nic już się nie liczyło.
Nagle wyszeptał:
- Każdego dnia chodziłem w krok za tobą i obserwowałem każdy twój ruch. Powiedziałem Jane, że w końcu cię znalazłem. Widziałem jak robisz notatki w metrze, jak kupujesz kawę i przepisujesz pracę na angielski. Nie rozumiem tylko jednej rzeczy. Dlaczego ktoś taki jak ty odgrodził się od świata i nie chce go do siebie wpuścić. Otwórz okno. Bo inaczej wszyscy stracimy zbyt wiele.
Wtuliłam się w niego jeszcze mocniej.
Teraz wiedziałam, że jestem dla kogoś ważna.
Naprawdę odżyłam.

Dziewczynka z mroku- cz.11

Serce biło mi mocniej niż zwykle. Nic nie czułam. Własne rozważania wyprowadziły mnie z równowagi.
Któraś cząstka z nas już nie wróci.
Wiedziałam, że to będę ja.
Bo kto, nie oszukujmy się wybrałby stokrotkę rosnącą w cieniu róży?
Pojedynczy wariat? A nie, on również opuścił rękę.
Czyli nikt.
Tak jak myślałam.
- Jeszcze jedno pytanie- odezwałam się suchym, zrezygnowanym tonem.- Kto jest jakim żywiołem?
Kobieta odchrząknęła i spojrzała na mnie z litością. Tak, to była litość. Najgorsze ze wszystkiego. Kiedy ktoś wbija w ciebie szpilę i udaje, że nie miał kontroli nad ręką.
- Nie zrozum tego źle. Chodzi bardziej o... Usposobienie.
- Niech pani mówi- zacisnęłam pięść.
- Śmierć. Jesteś śmiercią.
Nie wiem dlaczego płakałam. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach szybko. Każdy oddech wypuszczał po dwie. Były słone. Zbyt słone jak na łzy szesnastolatki.
- Żegnam.
Wyszłam nie oglądając się na żadną ze stron. Nie wiedzieć jak przemierzyłam ciemne korytarze w domu panny Jane.
Noc była ciemna, jak zawsze. Moja głowa zdawała się być zawalona upchniętymi w zbyt dużym pośpiechu.
Miesiąc życia. Tyle mi zostało.
Wtedy łzy przestały płynąć. Tak jak gdyby nagle ich zabrakło. To było zdecydowanie nie w moim stylu. wbrew wszystkiemu uwielbiałam się nad sobą użalać. Usiadłam na ławce i zaczęłam się śmiać. Bez powodu. Może z bezsilności. Majowa miała wszystko. Wszystko.
Zdefiniuj "wszystko".
Oceny? Miałam lepsze. No chyba, że z wychowania fizycznego. Wygląd i ubrania miałyśmy przecież te same.
Chociaż nie... Gdy widzę zdjęcia Majowej dziwi mnie ten blask z jej twarzy. Fotografie z nią były ładniejsze niż te ze mną. W grupie przyjaciółek jaśniała.
A ja?
Ty nie masz zdjęć w grupie przyjaciółek.
Nie masz przyjaciółek.
Nie masz blasku, który cię rozświetla.
Roboczo zwanego "radością".

Patrzyłam w księżyc i gwiazdy. Zauważyłam wielki wóz. Naprawdę widziałam go! Zawiał wiatr. Zdecydowanie zbyt ciepły jak na listopad. Wiedziona dziwnym impulsem powoli wstałam i stanęłam na ławce. Rozpuściłam mocno splątany warkocz i pozwoliłam kaskadzie czarnych loków zakryć mi twarz. Znowu się śmiałam. Poczułam, że te wszystkie nieistotne czynniki: wiatr, gwiazdy, a nawet rozpuszczone włosy są istotne.
Poczułam, że kocham życie za te wszystkie niezauważalne czynniki. Uśmiechnęłam się. Nigdy nie będę  Majową.
Ale mogę być lepszą wersją siebie.
Zdecydowałam, że to będzie najpiękniejszy miesiąc mojego życia.
Szkoda, że tak późno.

Dziewczynka z mroku- cz.10

- James, spokojnie. Nie wybuchaj- spojrzała na niego staruszka.
- Czy może pani nam to wyjaśnić?- zapytałam beznamiętnie.
- Tak. Tylko musielibyście być cicho. To z góry znaczy nie odzywać się- wycedziła.
- Świat został stworzony na określonych zasadach. Nie dałby rady funkcjonować za pomocą jednego, osobnego czynnika. Podzielono zatem ośrodek sterowania światem na dwie części- Słońce i Księżyc.
- To tylko obiekty na niebie!- wybuchnął Wright.
- Dobrze was kręcą, oj dobrze- uśmiechnęła się gorzko.- To nieprawda. Słońce daje ludziom energię. Dzień sprzyja działaniu. Nadaje ludzkim pomysłom właściwy tor. Księżyc przychodzi w nocy. Z jednej strony tworzy i zabiera sny, a z drugiej pozwala działać emocjom, ułomnościom. Noc obnaża ludzkie serca. Dlaczego niby nie możemy spać? Nawet serca nieczułych osób potrzebują czasem porządku.
- Czyli mamy dwa czynniki- Słońce- rozum i Księżyc- Serce. Brzmi jak epoki dionizyjskie i apollińskie- zauważyłam, rysując równocześnie tabelkę w notesie.
- Dokładnie- wskazała palcem staruszka, chcąc pokazać, że dobrze mówię.
- Nic nie rozumiem!- wściekał się Wright.- Nie chcę bajek o Słońcu, Księżycu, działaniu... Potrzebuję wiedzieć dlaczego żyję tylko przez pół roku!
Zamarłam. Więc on też?...
- Wyjdź. Nie mogę podać ci wyniku, jeśli nie rozumiesz obliczeń.- oznajmiła panna Jane lodowatym tonem.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wright nie wyszedł. Został.
- Są również cztery żywioły. Energia, śmierć, zło i dobro. Niczym żywioły, o których kłamano wam w szkole uzupełniają się, potrzebują, ale równiaż niszczą.
- Dlaczego mam siostrę o moim imieniu, danych i wyglądzie pojawiającą się cyklicznie, od 15 maja do 15 listopada? Dlaczego on?...
- Teraz robimy pętelkę- skrzyżowała palce staruszka. - Słońce i Księżyc potrzebują energii. Ludzkich dusz. Nie mogą być  jednak przypadkowe. Jedna łączy cechy życia i śmierci, druga dobra i zła. Muszą mieć również kontakt z normalnym światem. Dlatego dusze rozszczepiane są na pół. Z początku obydwie części niczym się nie różnią. Później stają się zupełnie inne. Teraz, po szesnastu latach nie macie praktycznie nic wspólnego z drugą połową. Żywioły rozdzielają się, z każdą wiosną będzie tylko gorzej. Dlatego musicie podjąć Decyzję.
- Czyli?- zapytał Wright. Cała niedorzeczność sytuacji go przytłoczyła. Leżał teraz z głową skuloną w ramionach.
- Musicie wybrać która cząstka waszej duszy już nigdy nie powróci. Zdecydujcie kto odda duszę.
- Nie rozumiem- zdumiał się chłopak.
- Od początku. Dwa ośrodki sterowania. Dwie dusze, przedzielone na pół, przez pół roku każda z nich kontroluje ludzi, tak?- popatrzyłam na kobietę. Pokiwała głową na znak, że mam rację.- I w końcu Decyzja. Moment, w którym jedna cząstka pozostanie na ziemii, a druga pogrąży się w bezczasie, poczuciu nicości, braku uczuć.
Duchowo umrze.
Jedna część umrze duchowo na zawsze.
- Kiedy musimy zdecydować?- zapytał Wright.
- Miesiąc. Macie miesiąc.

I'm back :)

Wróciłam z ferii, dlatego nie zdziwcie się pojawieniem nowych postów w ilości hurtowej. Na wyjeździe napisałam 3 części "Dziewczynki z mroku" - jej czytelnicy nie poczują się zawiedzeni.
Zrobiłam również super prosty, a jednocześnie ładny naszyjnik- pokażę jak go powtórzyć. Pomimo tego, że jeździłam na nartach dużo czytałam- dowiecie się co.
W tym tygodniu pojawi się trochę zdjęć- siedzę w domu i zapewne zaatakuje mnie wena fotograficzna.
Muzyka też się pewnie zmieni, wprawdzie to nie początek miesiąca, ale w następnym tygodniu też mnie nie ma :(. Odkryłam dużo wpadających w ucho piosenek (dzięki Jagodo, prześladuje mnie "Hey brother").

Śledźcie uważnie bloga!
AshBash Designs


czwartek, 13 lutego 2014

I don't care, I love it

To będzie post o nakrętkach. O rywalizacji. O mojej kochanej klasie <3. O ludziach. O twarzach. O zmianach. O walentynkach. Ambitna jestem, nie? Dużo tego ;)

W mojej szkole trwała akcja zbierania nakrętek. Wszędzie chodziły pogłoski mrożące krew w żyłach o mobilizacji naszych rówieśników. Że 1c ma tyle korków, że nikt  nie ma z nimi szans... Wszystkie klasy zbierały, my zostawiliśmy wszystko w domu i znosiliśmy w ciągu tego tygodnia. Przy pierwotnym rozrachunku okazało się, że mamy więcej nakrętek niż nasi rówieśnicy. Gdy wbiegłam do klasy z uśmiechem i jednym wydyszanym słowem "Wygraliśmy" wszyscy natychmiast wstali z miejsc i zaczęli się śmiać. Przybijaliśmy piątki, przytulaliśmy się i uśmiechaliśmy.
Następnie okazało się, że termin znoszenia nakrętek przedłużył się do 17:00. 1c miała zatem czas żeby dowieźć nowe korki. Nie zamierzaliśmy się poddać. Nie tym razem. Pożyczyliśmy korki z klasy mojego młodszego brata, moja mama dowiozła po lekcjach torbę. Nadal jednak brakowało nam kilkunastu dobrych kilogramów do dogonienia 1c. Moja wychowawczyni wezwała mnie do siebie po lekcjach i dała do zrozumienia, że to już nie ma sensu. To nie miała być wojna. Przez przypadek ją też wkręciliśmy w całą akcję. Tak bardzo chcieliśmy, żeby była z nas dumna! Powiedziałam "To jest wojna. A my tą wojnę wygramy."
W ciągu godziny zebraliśmy ok. 40 kg korków. Nie pytajcie jak. Wszyscy poodwoływali zajęcia, postawiliśmy wszystko na jedną szalę. Powiedziałam, że wygramy. Musieliśmy wygrać.
Przy liczeniu obecny był pan dyrektor. W ostatecznym rozrachunku nasze nakrętki ważyły ponad 20 kg więcej niż korki 1c.
Wygraliśmy. Naprawdę wygraliśmy.
Udało się!
Nie mamy może zbyt wielu przyjaciół w tej klasie, ale i tak nie uważam tego za wielką stratę....


Przy okazji zachęcam Was do brania udziału w takich akcjach. Jedyną trudnością jest wrzucenie koreczka do siatki, potem oddanie wszystkiego do skupu. Dla nas to nic, a ktoś może mieć wózek!

Miało być też o zmianach, tak?
Spoko, będzie o zmianach.



1.Postanowiłam, że nie będę się przejmować.
2. Będę mówić to co myślę.
3. Będę robić to co czuję, że jest słuszne. 

A dzisiaj już wygrałam i nie chodzi bynajmniej o korki...

Jutro walentynki. Nie będzie mnie w szkole :(. Mam nadzieję, że Ktoś wyśle mi walentynkę. Pewnie któraś z koleżanek mi ją przetrzyma (mam nadzieję :). Nasza wychowawczyni namówiła kolegów w dość wesoły sposób, że wszystkie mamy je otrzymać.

 

Jeszcze "Ogłoszenie parafialne". Nie będzie mnie od jutra do następnej niedzieli. Analogicznie, nie będę wstawiała postów. Może się zdarzyć, że będę miała chwilowy dostęp do internetu. Może się wtedy pojawić np ciąg dalszy "Dziewczynki z mroku". Wpadnijcie więc, chociaż raz!

Pozdrawiam, wesołych Walentynek!

poniedziałek, 10 lutego 2014

Czekolada z sentymentu

Czekolada.
Taka zwykła, najzwyklejsza.
Dobra.
Zostawiona na czarną godzinę,
To już coś znaczy.
Na czarną godzinę, 
Czyli proste
Lub szalenie skomplikowane.
Czy to nie synonimy?
Po co?
Nie z biedy. Nie z diet. Zakazów.
Z sentymentu.
Sprytna igraszka ludzi w rozterce.
Sentyment.
Czym on jest?
Wmawianiem, że coś ma jeszcze wartość,
Kiedy nie ma.
Czeka ktoś na głos. 
Pomocy, Boże!
Wariatka, czeka na głos.
O czekoladzie.
O czekoladzie z sentymentu.
***
Czekolada rozpoczęta.
Nowy początek. Koniec.
Znak.
Sentymentalizm złamany?
A może zbyt wielka chęć powrotu.
*** 
Bardzo smaczna czekolada.
Czekolada o smaku sentymentu.
Czekolada, której nikt już nie da.
Bo On...
Już nie sprzedaje czekolady.
Mojej czekolady z sentymentu.

sobota, 8 lutego 2014

"Złodziejka książek", która ukradła moje łzy

Zawaliłam noc. Znowu pojawiły się wizje. Boję się tego stanu, bo jest czymś pośrednim pomiędzy snem a jawą. Nie mogłam wczoraj zasnąć i postanowiłam coś przeczytać. Wybór padł na "Złodziejkę książek". Kilka dni temu poprosiłam tatę, żeby ściągnął mi ją na czytnik zachęcona reklamą w kinie i wczorajszej nocy sobie o niej przypomniałam. Wydaje mi się, że wystarczającą rekomendacją książki powinien byc fakt, iż tej nocy spałam tylko 4 godziny.

Bardzo mnie zaintrygowała. Zaczynając od tego, że dzieje się w Niemczech w czasie II Wojny Światowej, kończąc na tym, że narratorem jest śmierć.
"To nie jest skomplikowana historia. Składa się z:
-dziewczynki

- pewnej liczby słów
- akordeonisty
- niemieckich fanatyków
- żydowskiego boksera
- licznych kradzieży"

Historia Liesel zaczyna się i kończy na śmierci. Zaczyna i kończy na książce. Jak już wspomniałam narratorem jest śmierć
Nie ta groteskowa, w czarnym habicie, z kosą. Ta śmierć jest bardzo sumiennym pracownikiem Wojny. Zabiera ludzkie dusze i utula je w swoich zimnych ramionach. Ma czarne poczucie humoru, ale widzi świat w kolorach. Ma uczucia.
       
                        "Drobna uwaga. Na pewno umrzecie."

Tytułowa Złodziejka Książek została przeniesiona do rodziny zastępczej koło Monachium. Nowa matka uwielbia przeklinać, co nie zmienia faktu, że jest kobietą o wielkim sercu, "idealną jak na te czasy". Papa jest dla Liesel kimś więcej niż ojcem. Jest jej przyjacielem. Rzeczywistość wcale nie jest taka kolorowa. Szczerze mówiąc dopiero po lekturze tej książki zorientowałam się, że moje wiadomości o sytuacji Niemców podczas wojny bardzo różniły się od prawdy historycznej. Życie nie było wcale usiane różami. Za to w nadmiarze można było w nim spotkać Hitlera, swastyki i nienawiść do Żydów. 

'DEFINICJA, KTÓREJ NIE MA W SŁOWNIKU

Nie odchodzić: akt wiary i miłości,
prawidłowo rozszyfrowany przez dzieci"
Pewnego dnia w drzwiach jej rodziny zjawia się Żyd, którego stacjonują w piwnicy. Mężczyzna staje się przyjacielem Liesel. Zresztą nie jedynym.
Jest jeszcze Rudy Steiner, który od zawsze ją kochał i nie doczekał się jaj pocałunku.

"Co jest gorsze od chłopaka, który cię nienawidzi? Zakochany chłopak."

Dlaczego Złodziejka Książek? Dziewczynka kradła książki. Począwszy od "Podręcznika grabarza", przez "Świstaka", który dodawał otuchy, po własną książkę, która ocaliła jej życie.

"Po niedługim czasie otaczały ją strzępy podartych na małe kawałeczki stron i słów. Słowa. Po co są słowa? Świat bez słów wyglądałby inaczej. Bez słów Führer byłby niczym. Nie byłoby kulejących więźniów, nie byłoby potrzeby pocieszania się oszukańczymi słowami.

No więc na co są właściwie słowa?"

Aż dzisiaj rano zrobiła to.
Udało jej się, skubana. 
Płakałam przy książce.
Możesz byc z siebie dumna, Leisel.
Brawo, panie Markusie Zusaku.



piątek, 7 lutego 2014

Friday I'm in love

W końcu piątek :). Uwielbiam ten dzień. Jest tyle powodów...
1. Obudziłam się i świeciło Słońce. Słońce, w środku zimy. Jakie to optymistyczne! 7:00, a tu Słońce! Wstałam nawet trochę za wcześnie, ale od rana byłam uśmiechnięta.
Think positive
2. Mam mniej lekcji. Co prawda w moim gimnazjum oznacza to 7 lekcji zamiast 8, co nie zmienia faktu, że patrzymy na dzień zupełnie inaczej.
3. Lekcje w piątek są luźne. Zaczynam od matmy, ale mamy też luźne lekcje: religię, technikę czy angielski z Ben'em, który uwielbiam, bo mogę poprawić mój speaking. Wgl jestem tym ginącym "gatunkiem" ucznia, który lubi się polepszać. Przesuwać horyzont. Jest ciekawiej.
4. 8 godzina w coffe heaven. Nie, nie jestem bananem ani tym fascynującym rodzajem gimnazjalistek, które fotografują wszystko co piją. To nie dla mnie. Fotografia ma pokazywać naturę, ludzką też. Nie zaliczam jednak do niej zdjęć kubków ze Starbucks'a i sweet foci z dzióbkiem. Sorry.
Lubię te spotkania ze względu na moich wspaniałych znajomych, przyjaciół ( Wikuś, Zuzia, Staś <3). Siedzimy, gadamy i naprawdę czujemy, że jest wolne. Dzisiaj razem ze Stasiem handlowaliśmy cukrem i poznaliśmy nowych kolegów. Stasiu, my zawsze!


Untitled
5. Koło kulinarne. Jest przekomicznie, bo zawsze okazuje się, że czegoś zabrakło, kogoś nie ma, coś nie wyszło, coś miało się piec 15, a nie 30 min... I tak zawsze coś wyjdzie, nawet jeśli są to pół surowe, pół przypalone czipsy ;).
6. Basen. Może zabrzmi to jak wyznania masochisty- zapaleńca, ale uwielbiam się męczyć, biegać tak długo, że padam nieżywa, pływać tak intensywnie, że następnego dnia mam zakwasy we wszystkich miejscach ciała.

Jest jeszcze jedno... Może to dziwne, ale mam swoje piątkowe zwyczaje od niedawna.
1. Zawsze mam dwa warkoczyki.
2. Zaczynam dzień od  "Friday I'm in love" zespołu The Cure.


A Wy? Co robicie w piątki?



środa, 5 lutego 2014

Mały pościk

Mam chwilę wolnego. Postanowiłam zrobić własny obrazek (hm... w sumie żadna to filozofia, wystarczyło wstawić tekst). Chodzi mi bardziej o to, że uważam go za prawdziwy. Wszyscy mamy możliwości, wybieramy co chcemy robić. Niektórzy wolą być tylko tymi balonikami, które widzą niebo, ale nie chcą latać.


Tylko tyle na dziś





wtorek, 4 lutego 2014

Fałsz

Prawda.
Fałsz. Fałsz.
Prawda. Fałsz. Fałsz.
Fałsz.
Fałsz. Fałsz. Fałsz.
Ludzie mają dziwny zwyczaj, nie wiem czy go znacie?
Może.
Może sami też go stosujecie...
Fałsz. Fałsz. Fałsz.
Gdy chcą powiedzieć 'nie',
Mówią  'tak'.
Podają ci rękę, abyś się pogrążył.
Gubią cię, aby mogli cię znaleźć.
A nie znajdują.
Płaczą, 
Żeby nie było widać, jak się śmieją.
Krzyczą, aby przekrzyczeć twój szept.
Odchodzą, oby nigdy nie wrócić.
A obiecali
Fałsz. Fałsz. Fałsz.
Uśmiechają się, gdy ty toniesz w łzach.
Klepią po ramieniu, a w rękach mają sztylety.
Zabijają w imię pokoju.
Kochają w imię zła.
Kłamią, aby było lepiej.
A nie jest.
Nie jest lepiej.
Fałsz. Fałsz. Fałsz.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Dziewczynka z mroku- cz.9

Wstałam z trawnika. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, kiedy upadłam. Głowę przechodziły dziwne fale. Jest to myśl dość abstrakcyjna, ale naprawdę czułam delikatne promienie (promienie?!) przechodzące przez moją czaszkę. Prosta ścieżka poprowadziła mnie do domu. Wiedziona instynktem weszłam na werandę i zatrzymałam się. Tak nagle, po prostu. Nie byłam w stanie zrobić następnego kroku. Tak jakby w powietrzu zawisła niewidzialna blokada.
Wtedy skrzypnęły zawiasy drzwi. Ktoś otwierał je od środka. Bardzo ostrożnie, bardzo powoli. Nie widziałam jego twarzy. W domu panowała całkowita ciemność. Wtedy usłyszałam głos:
- Wchodź. Tylko szybko.
W środku było zupełnie ciemno. Jedyne, co moje oczy dały radę odróżnić to lampka. Nie byłam w stanie ocenić jak daleko się znajduje. Możliwe, że stała w tym samym pomieszczeniu, które prawdopodobnie służyło za hall wejściowy. Nie było jednak pewności, że nie jest tylko światło z głębi. Postać ujęła mnie za rękę. Delikatna skóra przykrywała krzywo poukładane kosteczki. Czułam pulsowanie krwi. Bum. Bum. Bum. Było lekko przyśpieszone.
- Uwaga, schodek. Dwa- poinstruowała mnie nieznajoma, w której rozpoznawałam kobietę, o której mówiła Lisa.
Miałam wrażenie, że zawisłam gdzieś między wymiarami. Droga zdawała się nie mieć końca, a początek był zbyt odległy, aby mógł stanowić jakikolwiek punkt odniesienia.
W końcu znalazłyśmy się w jakimś pomieszczeniu. Był to salonik. Po prawej stronie stała sofa okryta materiałem z frędzlami. Przed nią widziałam zarys wzorzystego dywanika. Na drugim jego brzegu zaczynała się cześć bardziej jadalniana. Stół był z jasnego drewna, przykryty prostym, białym obrusem. Po każdej jego stronie stały dwa lub jedno krzesło. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że jedno z nich jest zajęte przez... Wrighta. Opierał głowę na dłoniach, widać, że był zmęczony. Odwrócił wzrok w kierunku szafki z naczyniami i książkami.
- Ekhem- zamarkowałam chrząknięcie- Witam.
- Tak- odpowiedział cicho chłopak.
- James!- spojrzała na niego kobieta.
- Włącz poczucie czasu, to może nie będę się czuł, tak jakby topiło się we mnie białko.
Genialne określenie, nie wpadłaś na nie wcześniej.
- Powinieneś być przyzwyczajony- drwiła staruszka.- Tam też tak jest.
- Nic nie pamiętam z Tam.
- Kłamca- zakończyła niezrozumiałą wymianę zdań.- Usiądź- wskazała mi krzesło obok Wrighta, zwanego Jamesem.
Być może, to tylko takie szalone przypuszczenia- ten chłopak posiada imię i nazwisko. Zdarza się. Może na przykład nazywać się James Wright. Choć to może zbyt odważna teza jak na ciebie, nieprawdaż? Lepiej to jeszcze przetestuj. Dla bezpieczeństwa nazywaj go... hm... 'kolego'! Albo 'panie kolego'
To była ewidentnie dobra aura dla głosów w mojej głowie. Ze złością starałam się je odganiać.
- Zwołałam was tu, bo...- zaczęła kobieta, ale Wright szybko jej przerwał.
- Przyszedłem tu sam.
- Tak ci się na szczęście wydaje- uśmiechnęła się- Synu Słońca. Przywitaj się należycie z Córką Księżyca. Witam was, Dzieci Przeznaczenia.
- What?!- zapytał Wright i wtedy się zaczęło. Rozmowa, która zmieniła moje życie. O ile dało się je zmienić jeszcze bardziej. 

Music is my life, czyli kolejny miesiąc za nami

Na początku kilka obserwacji i informacji.
1. Przepraszam, że przez ten tydzień nie pisałam, ale wieczory spędzałam głównie nad lekcjami lub u lekarzy, którzy starali się wyjaśnić działanie tajemniczego wirusa w moim organiźmie. Na szczęście poszedł sobie i nie wraca. :)

2. Minął już miesiąc od Nowego Roku. Czas szybko leci, ale jeśli chodzi o podsumowanie był to miły acz męczący miesiąc.
Untitled

Teraz pora na luty, na szczęście tylko połowiczny- mam ferie od 15.

3. Punkt trochę dziwny. Muszę się przyznać, że nie umiem rozmawiać z ludźmi przez telefon. No chyba, że z Doms. Zawsze wydaje mi się to sztywne i niepotrzebne. Jak mawia Zubel- "Po co dzwonić telefonem?! Albo się wysyła smsy, albo rozmawia w rzeczywistości." Coś w tym jest, nieprawdaż?
Zawsze po rozmowach przez telefon szybko się rozłączam i narzekam jak bardzo nie umiem gadać. Porażka.

A teraz pora powiązać tytuł posta z treścią- odkrycia muzyczne tego miesiąca

1. Początek stycznia upłynął mi pod znakiem Arcade fire i płyty "Neon Bible". Moją ulubioną piosenką jest "Intervention". Tekst jest mądry, a muzyka wpada w ucho.

2. Nirvana
Pewnego dnia, gdy wróciłam do domu usiadłam przed komputerem i masowo ściągałam muzykę. Praktycznie wszystko, co było na domowym ITunes'ie. O wiele za późno usiadłam do lekcji i chcąc odstraszyć brata od drzwi pokoju puściłam "Nevermind". "Come as You are" zrobiło na mnie kolosalne wrażenie. 

3. Tym razem pojedyncza piosenka z filmu Frozen (tak, polskie tłumaczenie to Kraina Lodu. Nie. Dla mnie nie.)
Została nominowana do Oscara. Sam film bardzo chciałabym zobaczyć, ale kino odwiedzam rzadko i chyba poczekam na wersję na DVD. W każdym razie "Let it go" jest genialne ( polskiej wersji mówię NIE!)

4. Pod tym znakiem upłynął mi cały tydzień od powrotu z Sierpnia... Ostatnia piosenka- "Last mile home" naprawdę mnie wzruszyła. Zainteresowałam się bardziej muzyką Kings of Leon i absolutnie się zakochałam. "Closer", cała tajemnicza i dość smutna i " Pyro" ( to Aaaaaaaa i ostatnie watch her roll) sprawiają, że mam ciary. Genialne. Kocham. Jutro spędzę z nimi całe 2 lekcje <3.

Piosenek możecie odsłuchać za pomocą różowego paska na górze ekranu. Da się je wybierać, po boku jest lista.Music 🎧
Music is my scape

 music makes everything better


Post długi, ale starałam zrekompensować się po tygodniowym zawieszeniu działalności :3.
W komentarzach piszcie o swoich muzycznych odkryciach.
Wszystkiego najlepszego dla Kogoś Kto Obchodzi Dzisiaj Urodziny 🎁!!!