Strony

poniedziałek, 3 lutego 2014

Dziewczynka z mroku- cz.9

Wstałam z trawnika. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, kiedy upadłam. Głowę przechodziły dziwne fale. Jest to myśl dość abstrakcyjna, ale naprawdę czułam delikatne promienie (promienie?!) przechodzące przez moją czaszkę. Prosta ścieżka poprowadziła mnie do domu. Wiedziona instynktem weszłam na werandę i zatrzymałam się. Tak nagle, po prostu. Nie byłam w stanie zrobić następnego kroku. Tak jakby w powietrzu zawisła niewidzialna blokada.
Wtedy skrzypnęły zawiasy drzwi. Ktoś otwierał je od środka. Bardzo ostrożnie, bardzo powoli. Nie widziałam jego twarzy. W domu panowała całkowita ciemność. Wtedy usłyszałam głos:
- Wchodź. Tylko szybko.
W środku było zupełnie ciemno. Jedyne, co moje oczy dały radę odróżnić to lampka. Nie byłam w stanie ocenić jak daleko się znajduje. Możliwe, że stała w tym samym pomieszczeniu, które prawdopodobnie służyło za hall wejściowy. Nie było jednak pewności, że nie jest tylko światło z głębi. Postać ujęła mnie za rękę. Delikatna skóra przykrywała krzywo poukładane kosteczki. Czułam pulsowanie krwi. Bum. Bum. Bum. Było lekko przyśpieszone.
- Uwaga, schodek. Dwa- poinstruowała mnie nieznajoma, w której rozpoznawałam kobietę, o której mówiła Lisa.
Miałam wrażenie, że zawisłam gdzieś między wymiarami. Droga zdawała się nie mieć końca, a początek był zbyt odległy, aby mógł stanowić jakikolwiek punkt odniesienia.
W końcu znalazłyśmy się w jakimś pomieszczeniu. Był to salonik. Po prawej stronie stała sofa okryta materiałem z frędzlami. Przed nią widziałam zarys wzorzystego dywanika. Na drugim jego brzegu zaczynała się cześć bardziej jadalniana. Stół był z jasnego drewna, przykryty prostym, białym obrusem. Po każdej jego stronie stały dwa lub jedno krzesło. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że jedno z nich jest zajęte przez... Wrighta. Opierał głowę na dłoniach, widać, że był zmęczony. Odwrócił wzrok w kierunku szafki z naczyniami i książkami.
- Ekhem- zamarkowałam chrząknięcie- Witam.
- Tak- odpowiedział cicho chłopak.
- James!- spojrzała na niego kobieta.
- Włącz poczucie czasu, to może nie będę się czuł, tak jakby topiło się we mnie białko.
Genialne określenie, nie wpadłaś na nie wcześniej.
- Powinieneś być przyzwyczajony- drwiła staruszka.- Tam też tak jest.
- Nic nie pamiętam z Tam.
- Kłamca- zakończyła niezrozumiałą wymianę zdań.- Usiądź- wskazała mi krzesło obok Wrighta, zwanego Jamesem.
Być może, to tylko takie szalone przypuszczenia- ten chłopak posiada imię i nazwisko. Zdarza się. Może na przykład nazywać się James Wright. Choć to może zbyt odważna teza jak na ciebie, nieprawdaż? Lepiej to jeszcze przetestuj. Dla bezpieczeństwa nazywaj go... hm... 'kolego'! Albo 'panie kolego'
To była ewidentnie dobra aura dla głosów w mojej głowie. Ze złością starałam się je odganiać.
- Zwołałam was tu, bo...- zaczęła kobieta, ale Wright szybko jej przerwał.
- Przyszedłem tu sam.
- Tak ci się na szczęście wydaje- uśmiechnęła się- Synu Słońca. Przywitaj się należycie z Córką Księżyca. Witam was, Dzieci Przeznaczenia.
- What?!- zapytał Wright i wtedy się zaczęło. Rozmowa, która zmieniła moje życie. O ile dało się je zmienić jeszcze bardziej. 

1 komentarz:

  1. Czekam z niecierpliwością na CD!
    PISZ SZYBKO, BO INACZEJ...

    OdpowiedzUsuń