Sami...
Ten wyraz nie ma prawa bytu
Sami...
Czyli dwie osoby
Sami...
Przynajmniej dwie
A jednak
Sami...
To jak dwie kałuże
Leżące obok siebie
Oddzielone krawężnikiem
Bliskie lecz wciąż
Same...
Jak ludzie stojący obok siebie
Na przystanku
Niby blisko
A tak daleko myślami
Sami...
Kiedy idziesz i udajesz
Że się nie znamy
To też jesteśmy
Sami...
Ciągle sami...
Ludzie nie bali się szukać skarbów
Boją się szukać innych
Boją się tego co znajdą
Bezpiecznie jest gdy są
Sami...
I głucha cisza wokół nich
Powtarzająca:
Sami...
Sami...
Sami...
sobota, 21 grudnia 2013
piątek, 20 grudnia 2013
Święta!!!
W końcu nadchodzi ta tak długo wyczekiwana przez nas wszystkich przerwa bożonarodzeniowo- noworoczna. Ja już drugi rok z rzędu nie czuję tej świątecznej aury. Brak śniegu i tak szybko lecący psują całą tę atmosferę, którą pamiętam z dzieciństwa. Zapach maślanych ciasteczek, klasowe wigilie z wyczekiwaniem na Świętego Mikołaja. A teraz? Nie wiem co się dzieje lecz jest to niewątpliwie przykre :(
No dobra, koniec tego użalania się nad sobą. Jakoż, że czeka nas 17 dni wolnego zamierzam nadrobić zaległości czytelnicze. Z tej okazji przygotowałam dla Was kilka ciekawych pozycji.
1."Zwiadowcy" John Flanagan
Przekonałam się do niej niedawno, wcześniej zniechęcona zbytnią reklamą znajomych. Seria wciągnęła mnie całkowicie- przez tydzień przeczytałam 3 książki :). To typowa przygodówka z wyraźnie wykreowanymi postaciami. Wartka akcja i chwile grozy naprawdę wprawiały mnie w zachwyt.
2. "Felix, Net i Nika" Rafał Kosik
Seria o polskich gimnazjalistach. Dużo nowinek technicznych i wynalazków oraz kontaktów międzyludzkich. Humorystycznie napisane, czyta się bardzo szybko.
3. "Century" Pierdomenico Baccalario
Seria czterech książek opowiadających o czwórce nastolatków. Razem muszą odgadnąć tajemnicę sprzed stu lat. Czy uda im się zachować równowagę natury? Wyjątkowa historia o czterech miastach, sile przyjaźni i historii.
No dobra, koniec tego użalania się nad sobą. Jakoż, że czeka nas 17 dni wolnego zamierzam nadrobić zaległości czytelnicze. Z tej okazji przygotowałam dla Was kilka ciekawych pozycji.
1."Zwiadowcy" John Flanagan
Przekonałam się do niej niedawno, wcześniej zniechęcona zbytnią reklamą znajomych. Seria wciągnęła mnie całkowicie- przez tydzień przeczytałam 3 książki :). To typowa przygodówka z wyraźnie wykreowanymi postaciami. Wartka akcja i chwile grozy naprawdę wprawiały mnie w zachwyt.
2. "Felix, Net i Nika" Rafał Kosik
Seria o polskich gimnazjalistach. Dużo nowinek technicznych i wynalazków oraz kontaktów międzyludzkich. Humorystycznie napisane, czyta się bardzo szybko.
3. "Century" Pierdomenico Baccalario
Seria czterech książek opowiadających o czwórce nastolatków. Razem muszą odgadnąć tajemnicę sprzed stu lat. Czy uda im się zachować równowagę natury? Wyjątkowa historia o czterech miastach, sile przyjaźni i historii.
Wszystkiego najlepszego!
PS Jeszcze raz dziękuję mojemu Mikołajowi z prezent! <3
czwartek, 19 grudnia 2013
Wiersze- Biegnij
Biegnij.
Biegnij, bo ta droga nie jest taka zła.
Biegnij, bo kiedyś co prawda się skończy,
Ale przecież trwa.
Biegnij.
Nie po to, żeby ich przegonić
Biegnij dla siebie
Biegnij. Tak po prostu.
Biegnij, bo drogi się krzyżują.
Biegnij. Nie po to, żeby wygrać.
Biegnij, żeby biec.
Biegnij, jeśli masz jeszcze w piersiach dech.
Biegnij, bo stojąc w miejscu niczego nie zobaczysz.
Biegnij szybko.
Biegnij wolno.
Po prostu biegnij.
Biegnij. Wszystko już widziałeś?
Nie. Więc
Biegnij.
Nie zobaczysz wszak wszystkiego, ale
Biegnij.
Biegnij dla siebie.
Biegnij dla mnie.
Biegnij, aby dobiec.
Biegnij, bo ta droga nie jest taka zła.
Biegnij, bo kiedyś co prawda się skończy,
Ale przecież trwa.
Biegnij.
Nie po to, żeby ich przegonić
Biegnij dla siebie
Biegnij. Tak po prostu.
Biegnij, bo drogi się krzyżują.
Biegnij. Nie po to, żeby wygrać.
Biegnij, żeby biec.
Biegnij, jeśli masz jeszcze w piersiach dech.
Biegnij, bo stojąc w miejscu niczego nie zobaczysz.
Biegnij szybko.
Biegnij wolno.
Po prostu biegnij.
Biegnij. Wszystko już widziałeś?
Nie. Więc
Biegnij.
Nie zobaczysz wszak wszystkiego, ale
Biegnij.
Biegnij dla siebie.
Biegnij dla mnie.
Biegnij, aby dobiec.
Dziewczynka z mroku- cz.4
- To ty Trevorze- ujrzenie Strażnika Czasu nie przyprawiło mnie o większe zdziwienie.
- Istotnie. Widziałaś mnie przez ostatnie pół roku- odpowiedział mężczyzna.- Na nas już pora. Wyprostował się i poprawił swój długi, skórzany płaszcz. Rzucił mi ponaglające spojrzenie i ruszyliśmy w kierunku lasu. Deszcz zamienił ziemię w błotniste kałuże i każdy krok powodował zapadnięcie się po kolana w grząskim podłożu. Na szczęście Ona zadbała o długie, nieprzemakalne kalosze. Choć o lepszych spodniach to już zapomniała.
- Nie widziałam jej.
- Taka jest umowa- Trevor odchrząknął znacząco, dając mi do zrozumienia, że temat jest już zakończony.
Wycie wilka. Instynktownie przybliżyłam się do Trevora. Mężczyzna udawał, że nic nie zauważył. Wiedział, że boję się prawie wszystkiego. Bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z kruchości życia. Zbyt mała waga przywiązywana do tak istotnych rzeczy jak własne bezpieczeństwo prowadziła tylko na tę drugą stronę.
Cóż za ironia... Ja tak jakby właśnie z niej przybywam.
W końcu zobaczyłam zarys znajomej bramy. W duszy trochę mi ulżyło. I znów ten smutek, że nie mogę jej zobaczyć. Oraz to, że ludzie nas nie rozróżniają.
- Jesteśmy... Charlotte- wziął moją rękę i leciutko przyłożył do ust.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
- Płacą mi...- wydukał pod nosem.- To znaczy, cała przyjemność po mojej stronie- poprawił się szybko.
Spojrzałam ostatni raz na Strażnika Czasu i weszłam przez furtkę. Pogładziłam zaostrzone wykończenia furtki. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Co za ironia... W środku było cieplej niż na zewnątrz, jednak przeciągi szalały po całym budynku, do złudzenia przypominając błąkające się duchy. Lisa już na mnie czekała. Jej zmęczone oczy przyglądały mi się dobrotliwie.
- Przyjdź do mojego pokoju. Weź kąpiel w łazience na korytarzu- popatrzyła krytycznie na moje kalosze.- A to zostaw na wycieraczce.
Chciałam coś powiedzieć, lecz ona zauważywszy drobny ruch moich ust powiedziała tylko:
- W moim pokoju za dziesięć minut. Tylko szybko, bo kakao ci wystygnie.
- Istotnie. Widziałaś mnie przez ostatnie pół roku- odpowiedział mężczyzna.- Na nas już pora. Wyprostował się i poprawił swój długi, skórzany płaszcz. Rzucił mi ponaglające spojrzenie i ruszyliśmy w kierunku lasu. Deszcz zamienił ziemię w błotniste kałuże i każdy krok powodował zapadnięcie się po kolana w grząskim podłożu. Na szczęście Ona zadbała o długie, nieprzemakalne kalosze. Choć o lepszych spodniach to już zapomniała.
- Nie widziałam jej.
- Taka jest umowa- Trevor odchrząknął znacząco, dając mi do zrozumienia, że temat jest już zakończony.
Wycie wilka. Instynktownie przybliżyłam się do Trevora. Mężczyzna udawał, że nic nie zauważył. Wiedział, że boję się prawie wszystkiego. Bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z kruchości życia. Zbyt mała waga przywiązywana do tak istotnych rzeczy jak własne bezpieczeństwo prowadziła tylko na tę drugą stronę.
Cóż za ironia... Ja tak jakby właśnie z niej przybywam.
W końcu zobaczyłam zarys znajomej bramy. W duszy trochę mi ulżyło. I znów ten smutek, że nie mogę jej zobaczyć. Oraz to, że ludzie nas nie rozróżniają.
- Jesteśmy... Charlotte- wziął moją rękę i leciutko przyłożył do ust.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
- Płacą mi...- wydukał pod nosem.- To znaczy, cała przyjemność po mojej stronie- poprawił się szybko.
Spojrzałam ostatni raz na Strażnika Czasu i weszłam przez furtkę. Pogładziłam zaostrzone wykończenia furtki. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Co za ironia... W środku było cieplej niż na zewnątrz, jednak przeciągi szalały po całym budynku, do złudzenia przypominając błąkające się duchy. Lisa już na mnie czekała. Jej zmęczone oczy przyglądały mi się dobrotliwie.
- Przyjdź do mojego pokoju. Weź kąpiel w łazience na korytarzu- popatrzyła krytycznie na moje kalosze.- A to zostaw na wycieraczce.
Chciałam coś powiedzieć, lecz ona zauważywszy drobny ruch moich ust powiedziała tylko:
- W moim pokoju za dziesięć minut. Tylko szybko, bo kakao ci wystygnie.
wtorek, 17 grudnia 2013
Dziewczynka z mroku- cz.3
Charlotte
Leżałam w łóżku na wznak. Wszyscy już spali. Mogłam to łatwo rozpoznać po spokojnych oddechach współlokatorek. Ostrożnie podniosłam głowę, przerzuciłam gruby, ciemny warkocz na drugą stronę głowy i usiadłam na kolanach. Odwróciłam się w stronę okna, a łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Nie było go. Straszne, czarne chmury dokładnie przykrywały całe niebo. Dotknęłam szyby palcami. Była zimna i nieprzyjazna. Oparłam o nią czoło i zamknęłam oczy. Nie wiem ile tak siedziałam. Może godzinę, a może dwadzieścia minut. Gdy podniosłam głowę czułam tylko wyraźny ucisk na skroniach. Czyli już czas. Spojrzałam ostatni raz na współlokatorki i ostrożnie wstałam z łóżka. Narzuciłam na piżamę długi, ciepły sweter na duże guziki, zdjęłam z półeczki czapkę i wyszłam z pokoju. Korytarz był surowy. Szara podłoga podkreślała tylko majestatyczność czerwonych ścian w białe zawijasy. W równych odstępach od siebie wisiały małe, starodawne kinkiety na dwie żarówki. Szybko zeszłam z piętra i wyszłam na dziedziniec. Nie było widać zupełnie nic. Deszcz lał się równą ścianą, tak że mój gruby sweter zaraz był mokry. Ścisnęłam tylko mocniej warkocz i wyszłam z terenu sierocińca. Niemal intuicyjnie obrałam wąską, leśną ścieżkę. Zapach mokrego igliwia miło obracał się w moich nozdrzach. Z głębi lasu dochodziły dziwne pohukiwania i wycia. Nie bałam się jednak. Ja nigdy niczego się nie bałam. Było to niezgodne z moim wewnętrznym systemem. Strach? Czym jest strach? Naszym wymysłem, natłokiem zbyt wielu irracjonalnych myśli. Był niepotrzebny. Powodował tylko przyciemnienia umysłu. Nie opłacał się. Kalosze co jakiś czas rozchlapywały wodę na wszystkie strony, mocząc mi przy okazji różowe, lekkie spodnie od piżamy. Wiedziałam, że jestem już blisko. Dziesięć metrów. Pięć. Trzy. Już widziałam jego przygarbioną sylwetkę i jasne włosy spływające na ramiona.
- Witaj Charlotte- powiedział zimnym, nieprzyjaznym głosem, zdającym się wypraszać mnie z tamtego miejsca.
- Jak zwykle punktualny- utkwiłam wzrok w ziemii.
- Taką pracę mi wyznaczyli. Za spóźnienia płaciłbym z własnego portfela. Wiesz przecież- rodzina...
- Nie, Trevor. Nie wiem jak to jest. Przez całe życie wychowuję się w sierocińcu- odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- No tak- odchrząknął znacząco i odwrócił swój stalowy wzrok w stronę nieba.
- Już pora- nie chciałam zbytnio przedłużać tej chwili.- Zobaczę ją chociaż?
- Jak? Jak miałabyś ją widzieć?- podniósł głos. Potem popatrzył jednak na mnie i spuścił z tonu.- Wiesz, że to niemożliwe, po co pytasz?
- W każdym w nas jest takie małe, naiwne światełko. Nie słucha się ono racjonalnych zasad. Nie przyjmuje tego co odbierają zmysły i co dyktuje rozum. Kieruje się tylko swoimi prawami. Tym, o czym marzymy. Tym, co tak naprawdę chcielibyśmy przeżyć...
- Głupota?- Trevor niecierpliwie zaciskał palce.
- Prawie synonim, Trevorze- nadzieja.
Zaraz jednak Trevor zniknął. Zniknął las. Wszystko zniknęło. Znowu wróciłam do domu.
Leżałam w łóżku na wznak. Wszyscy już spali. Mogłam to łatwo rozpoznać po spokojnych oddechach współlokatorek. Ostrożnie podniosłam głowę, przerzuciłam gruby, ciemny warkocz na drugą stronę głowy i usiadłam na kolanach. Odwróciłam się w stronę okna, a łzy same zaczęły spływać po moich policzkach. Nie było go. Straszne, czarne chmury dokładnie przykrywały całe niebo. Dotknęłam szyby palcami. Była zimna i nieprzyjazna. Oparłam o nią czoło i zamknęłam oczy. Nie wiem ile tak siedziałam. Może godzinę, a może dwadzieścia minut. Gdy podniosłam głowę czułam tylko wyraźny ucisk na skroniach. Czyli już czas. Spojrzałam ostatni raz na współlokatorki i ostrożnie wstałam z łóżka. Narzuciłam na piżamę długi, ciepły sweter na duże guziki, zdjęłam z półeczki czapkę i wyszłam z pokoju. Korytarz był surowy. Szara podłoga podkreślała tylko majestatyczność czerwonych ścian w białe zawijasy. W równych odstępach od siebie wisiały małe, starodawne kinkiety na dwie żarówki. Szybko zeszłam z piętra i wyszłam na dziedziniec. Nie było widać zupełnie nic. Deszcz lał się równą ścianą, tak że mój gruby sweter zaraz był mokry. Ścisnęłam tylko mocniej warkocz i wyszłam z terenu sierocińca. Niemal intuicyjnie obrałam wąską, leśną ścieżkę. Zapach mokrego igliwia miło obracał się w moich nozdrzach. Z głębi lasu dochodziły dziwne pohukiwania i wycia. Nie bałam się jednak. Ja nigdy niczego się nie bałam. Było to niezgodne z moim wewnętrznym systemem. Strach? Czym jest strach? Naszym wymysłem, natłokiem zbyt wielu irracjonalnych myśli. Był niepotrzebny. Powodował tylko przyciemnienia umysłu. Nie opłacał się. Kalosze co jakiś czas rozchlapywały wodę na wszystkie strony, mocząc mi przy okazji różowe, lekkie spodnie od piżamy. Wiedziałam, że jestem już blisko. Dziesięć metrów. Pięć. Trzy. Już widziałam jego przygarbioną sylwetkę i jasne włosy spływające na ramiona.
- Witaj Charlotte- powiedział zimnym, nieprzyjaznym głosem, zdającym się wypraszać mnie z tamtego miejsca.
- Jak zwykle punktualny- utkwiłam wzrok w ziemii.
- Taką pracę mi wyznaczyli. Za spóźnienia płaciłbym z własnego portfela. Wiesz przecież- rodzina...
- Nie, Trevor. Nie wiem jak to jest. Przez całe życie wychowuję się w sierocińcu- odpowiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
- No tak- odchrząknął znacząco i odwrócił swój stalowy wzrok w stronę nieba.
- Już pora- nie chciałam zbytnio przedłużać tej chwili.- Zobaczę ją chociaż?
- Jak? Jak miałabyś ją widzieć?- podniósł głos. Potem popatrzył jednak na mnie i spuścił z tonu.- Wiesz, że to niemożliwe, po co pytasz?
- W każdym w nas jest takie małe, naiwne światełko. Nie słucha się ono racjonalnych zasad. Nie przyjmuje tego co odbierają zmysły i co dyktuje rozum. Kieruje się tylko swoimi prawami. Tym, o czym marzymy. Tym, co tak naprawdę chcielibyśmy przeżyć...
- Głupota?- Trevor niecierpliwie zaciskał palce.
- Prawie synonim, Trevorze- nadzieja.
Zaraz jednak Trevor zniknął. Zniknął las. Wszystko zniknęło. Znowu wróciłam do domu.
piątek, 13 grudnia 2013
Wiersze- Czyż nie tak?
Świat jest zły
Nic nie możemy zrobić
Przepraszamy
Na pewno ochoczo byśmy pomogli
Niestety świat jest zły
Nasze ręce nie pomogą
Stańmy więc z boku nie robiąc
Nic
Nic się nie stanie
Złego ani dobrego
Czyż nie tak?
Tam płacze dziewczynka
Bardzo nam jej przykro
Niestety świat jest zły
Nasze ręce nie pomogą
Możemy zrobić przecież
Gorzej
Albo lepiej
Lecz to zło zaciemnia
Nasze biedna
Jaśniutkie serduszka
Czyż nie tak?
Świat jest zły
Wygodne stwierdzenie
Za to my na szczęście jesteśmy
Dobrzy
A może nie tak?
czwartek, 12 grudnia 2013
Moda- spódniczki+bluzy
Dziewczyny!
Chociaż zima nadchodzi, to idzie jej to bardzo wolno. Dlaczego więc nie pokusić się jeszcze o noszenie spódniczek? Jeśli chodzicie gdzieś na piechotę, warto pomyśleć o ciepłych getrach na łydki :)
Dzisiaj wpadłam na pomysł niebanalnego połączenia- mianowicie ciepła bluza oversize i spódniczka. Gdy chcemy zaszaleć z wzorami na bluzie, wybierzmy bardziej stonowaną spódniczkę (analogicznie jeśli chodzi o wzory na spódnicy łączymy je z neutralną bluzą)
Mała czarna najlepsza :)
Chociaż zima nadchodzi, to idzie jej to bardzo wolno. Dlaczego więc nie pokusić się jeszcze o noszenie spódniczek? Jeśli chodzicie gdzieś na piechotę, warto pomyśleć o ciepłych getrach na łydki :)
Dzisiaj wpadłam na pomysł niebanalnego połączenia- mianowicie ciepła bluza oversize i spódniczka. Gdy chcemy zaszaleć z wzorami na bluzie, wybierzmy bardziej stonowaną spódniczkę (analogicznie jeśli chodzi o wzory na spódnicy łączymy je z neutralną bluzą)
Mała czarna najlepsza :)
Opowiadania- Dziewczynka z mroku cz.2
Lisa
Między otwieraniem kolejnych listów spojrzałam za okno. Noc zabrała już całe światło dnia i spowiła niebo czarnymi chmurami. Deszcz mocna uderzał w szyby, zdawał się chcieć wejść do środka. Co pewien czas można było usłyszeć grzmot. Wtedy całe niebo jaśniało od błysku, a żaróweczka w moim kinkiecie minimalnie przygasała.
Wtedy otworzyły się drzwi. Bez pukania, delikatnie stukając obcasami weszła do pomieszczenia.
Wysoka, szczupła staruszka przypatrywała mi się uważnie. Jej oczy zdawały przewiercać mnie na widok, czytać moje myśli. Mimowolnie odwróciłam się. Nasze spojrzenia przez ułamek sekundy stanęły na wspólnej linii. Widziałam smutek i bezradność w tych małych, stalowych odmętach. Ona się czegoś bardzo bała. Ona cierpiała. Niezgrabnym ruchem wstałam z krzesła i wyciągnęłam dłoń ku nieznajomej. Długie, kościste palce mocno objęły moją rękę. Skóra kobiety była zwisająca i cienka. Wystające kosteczki prezentowały się dość strasznie. Na palcu serdecznym kobiety dostrzegłam srebrny pierścionek z niebieskim okiem.
- Dobry wieczór- przywitała się nie odrywając ode mnie wzroku. Cieniutki włosek wypadł z jej szarego koczka.
- Witam- powiedziałam niepewnie- Obawiam się, że nie będę mogła pani pomóc...
- Zdaję sobie sprawę z późnej pory- kobieta tupnęła nieznacznie butem o posadzkę i znów wpatrywała się we mnie.
- Ja... Ja wiem po co pani przychodzi- postanowiłam przejść od razu do rzeczy. - Nie mogę jednak pani pomóc.
- Ja jeszcze nic nie powiedziałam. To bardzo nieuprzejme narzucać swoje raje, nie uważa pani?
- Ja wiem wszystko.
- Nie wie pani niczego istotnego- przez usta kobiety przeszedł dziwny grymas uśmiechu.
- Nie oddam Charlotte!- krzyknęłam. Zdecydowanie za szybko. Zdecydowanie bez potrzeby.
W oczach kobiety stanęły łzy. Spojrzała na mnie po raz ostatni tego upiornego wieczoru i weszła, pozostawiając za sobą tylko woń duszących perfum.
Opadłam z powrotem na krzesło. Odsunęłam stertę listów na bok i zawiesiłam głowę na rękach. Tego tak naprawdę się obawiałam, że ktoś przyjdzie. Spodziewałam się jej. Przy zasypianiu ta myśl krążyła mi gdzieś z tyłu głowy, zagłuszana jednak przez bieżące sprawy. Co teraz? Nie wiedziałam. Następny piorun zatrząsł budynkiem. Zasłoniłam kotarami okno.
Wtedy zgasło światło.
Między otwieraniem kolejnych listów spojrzałam za okno. Noc zabrała już całe światło dnia i spowiła niebo czarnymi chmurami. Deszcz mocna uderzał w szyby, zdawał się chcieć wejść do środka. Co pewien czas można było usłyszeć grzmot. Wtedy całe niebo jaśniało od błysku, a żaróweczka w moim kinkiecie minimalnie przygasała.
Wtedy otworzyły się drzwi. Bez pukania, delikatnie stukając obcasami weszła do pomieszczenia.
Wysoka, szczupła staruszka przypatrywała mi się uważnie. Jej oczy zdawały przewiercać mnie na widok, czytać moje myśli. Mimowolnie odwróciłam się. Nasze spojrzenia przez ułamek sekundy stanęły na wspólnej linii. Widziałam smutek i bezradność w tych małych, stalowych odmętach. Ona się czegoś bardzo bała. Ona cierpiała. Niezgrabnym ruchem wstałam z krzesła i wyciągnęłam dłoń ku nieznajomej. Długie, kościste palce mocno objęły moją rękę. Skóra kobiety była zwisająca i cienka. Wystające kosteczki prezentowały się dość strasznie. Na palcu serdecznym kobiety dostrzegłam srebrny pierścionek z niebieskim okiem.
- Dobry wieczór- przywitała się nie odrywając ode mnie wzroku. Cieniutki włosek wypadł z jej szarego koczka.
- Witam- powiedziałam niepewnie- Obawiam się, że nie będę mogła pani pomóc...
- Zdaję sobie sprawę z późnej pory- kobieta tupnęła nieznacznie butem o posadzkę i znów wpatrywała się we mnie.
- Ja... Ja wiem po co pani przychodzi- postanowiłam przejść od razu do rzeczy. - Nie mogę jednak pani pomóc.
- Ja jeszcze nic nie powiedziałam. To bardzo nieuprzejme narzucać swoje raje, nie uważa pani?
- Ja wiem wszystko.
- Nie wie pani niczego istotnego- przez usta kobiety przeszedł dziwny grymas uśmiechu.
- Nie oddam Charlotte!- krzyknęłam. Zdecydowanie za szybko. Zdecydowanie bez potrzeby.
W oczach kobiety stanęły łzy. Spojrzała na mnie po raz ostatni tego upiornego wieczoru i weszła, pozostawiając za sobą tylko woń duszących perfum.
Opadłam z powrotem na krzesło. Odsunęłam stertę listów na bok i zawiesiłam głowę na rękach. Tego tak naprawdę się obawiałam, że ktoś przyjdzie. Spodziewałam się jej. Przy zasypianiu ta myśl krążyła mi gdzieś z tyłu głowy, zagłuszana jednak przez bieżące sprawy. Co teraz? Nie wiedziałam. Następny piorun zatrząsł budynkiem. Zasłoniłam kotarami okno.
Wtedy zgasło światło.
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Święta!
Jak wiecie, zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Najlepszy czas w roku. Wszystko co złe znika i ustępuje miejsca ogólnej radości.
W tej tematyce na moim blogu:
1. Wiersz " Jest jeszcze ciepło"- zachęcam do komentowania. Jak wy rozumiecie tytuł wiersza? Jakie budzi w was emocje?
2. Świąteczna muzyka- angielskie piosenki, które słuchamy co roku w centrach handlowych, radiu... Zamieściłam też niektóre mniej znane kawałki, np. "Somewhere over the rainbow" w świątecznym wykonaniu lub moje odkrycie "War is over" (Dziękuję Ben!)
3. Poniżej zamieszczam obrazki o zimie i o Świętach ( znajdą się też w zakładce Obrazki)
Miłego oczekiwania na Święta :)
~ Autorka
Może Wy też już czujecie Święta?
W tej tematyce na moim blogu:
1. Wiersz " Jest jeszcze ciepło"- zachęcam do komentowania. Jak wy rozumiecie tytuł wiersza? Jakie budzi w was emocje?
2. Świąteczna muzyka- angielskie piosenki, które słuchamy co roku w centrach handlowych, radiu... Zamieściłam też niektóre mniej znane kawałki, np. "Somewhere over the rainbow" w świątecznym wykonaniu lub moje odkrycie "War is over" (Dziękuję Ben!)
3. Poniżej zamieszczam obrazki o zimie i o Świętach ( znajdą się też w zakładce Obrazki)
Miłego oczekiwania na Święta :)
~ Autorka
Może Wy też już czujecie Święta?
Opowiadania- Dziewczynka z mroku cz.1
Znowu musiałam go pożegnać. Bardzo nie lubiłam tej chwili. Najgorsze ze wszystkiego było to, że znikał tak niepostrzeżenie. Żadne pożegnania nie były możliwe. Zostawałam tylko z nadzieją, że wróci. A on zawsze wracał. Mieliśmy taką swoją niepisaną umowę. Czas, w którym musiałam czekać był bardzo trudny. Na jego miejsce przychodził ktoś bardzo pewny siebie. Każde jego wejście i wyjście było bardzo dokładnie podkreślone. Wszyscy starali się mu przypodobać. Gdy znikał zdawali się gasnąć i upadać z sił. Wtedy ja się odradzałam. Z radością witałam mojego przybysza. Mieliśmy czas, aby opowiedzieć sobie o tym co nas minęło. Jednocześnie spotkania wydawały się tak krótkie, że aż męczące.
Tak, zdecydowanie mogłam być zmęczona. Mogłam być smutna. Rozgoryczona i pełna obaw.
To przecież straszne czekać tyle na przyjście Nocy.
Na przyjście Księżyca.
piątek, 6 grudnia 2013
Wiersze- Jest jeszcze ciepło
Coś optymistycznego na tą świąteczną aurę :)
Ręce schowane głęboko
Głębiej
Najgłębiej w ciepłych rękawiczkach
Wiatr nie pozwala iść
Spycha mnie na bok
A ja się tylko śmieję
Sama do siebie
Łapię śnieg
Zmył wszystko co złe
Najstarszy najgorszy człowiek
Stał się dobry
Dlatego
Bo przypomniał sobie
Radość na każdy kolejny płatek
Jest jeszcze ciepło
Wszystko rozkwita
Choć na wiosnę
Się nie zapowiada
Nienawiść idzie gdzieś w dal
Zapomniana odrzucona
Miłość w końcu wygrała
Jest jeszcze ciepło
A może to tylko serce rozgrzane?
Milkną krzyki
Przyciszone jemiołą
Światło przyświeca
Ale nadal nic nie widać
Albo nie
Widać wszystko
Wszystko co ważne
Bo w sercach
Jest jest jeszcze ciepło
Ręce schowane głęboko
Głębiej
Najgłębiej w ciepłych rękawiczkach
Wiatr nie pozwala iść
Spycha mnie na bok
A ja się tylko śmieję
Sama do siebie
Łapię śnieg
Zmył wszystko co złe
Najstarszy najgorszy człowiek
Stał się dobry
Dlatego
Bo przypomniał sobie
Radość na każdy kolejny płatek
Jest jeszcze ciepło
Wszystko rozkwita
Choć na wiosnę
Się nie zapowiada
Nienawiść idzie gdzieś w dal
Zapomniana odrzucona
Miłość w końcu wygrała
Jest jeszcze ciepło
A może to tylko serce rozgrzane?
Milkną krzyki
Przyciszone jemiołą
Światło przyświeca
Ale nadal nic nie widać
Albo nie
Widać wszystko
Wszystko co ważne
Bo w sercach
Jest jest jeszcze ciepło
poniedziałek, 2 grudnia 2013
Wiersze- Pusto
Nic nie czuję
Kompletnie
Nie mam siły wydobyć z siebie
Słowa najkrótszego
Najbardziej niewinnego
Oczy wyschły
A w sercu pusto
*
Cicho
Nikt nie widzi
Że pusto
Bo pustki przecież
Nie widać
A może to nie widać
Mnie
Bo w sercu pusto
Kompletnie
Nie mam siły wydobyć z siebie
Słowa najkrótszego
Najbardziej niewinnego
Oczy wyschły
A w sercu pusto
*
Cicho
Nikt nie widzi
Że pusto
Bo pustki przecież
Nie widać
A może to nie widać
Mnie
Bo w sercu pusto
środa, 27 listopada 2013
Opowiadania- Skazy rodzinne
W mojej szkole odbył się konkurs literacki. Chętni mogli wziąc udział w czterech kategoriach zadań . Ja wybrałam formę literacką, napisałam opowiadanie. Niestety nie udało mi się nic osiągnąć, jadnak próbować zawsze warto :)
Skazy
rodzinne
Patrycja wyglądała za
okno samochodu. Krajobraz był jednostajny i nieciekawy. Mgła zdawała się
pochłaniać smukłe drzewa rosnące wzdłuż drogi. Spojrzała na młodszego brata. Daniel
grał na konsoli, co pewien czas wygrażając się swoim wirtualnym przeciwnikom. Tata, który prowadził pojazd miał na uszach
słuchawki podłączone do nowoczesnego telefonu. Mama zajęta była czytaniem
jednej z tych gazet, w których artykuły wyglądają na pisane przez małe dzieci. Dziewczyna
westchnęła. Żadnej rozmowy, kontaktu. Każdy zajęty był swoimi sprawami. Zresztą
jak co tydzień w drodze na obiad do babci.
Dom starszej pani
znajdował się na obrzeżach Warszawy. Jak zwykle na spotkanie dzieci wybiegły
psy babci, które ta próbowała bez skutku uspokoić. Gdy usiedli przy stole i
zaczęli jeść, Daniel obrażonym głosem powiedział:
- To niesprawiedliwe! Mam zadane
wypracowanie na polski, w którym mam opisać
„Skazy rodzinne”- na dźwięk tytułu pracy zadanej przez nauczycielkę
skrzywił się niechętnie - Kaśka to ma łatwo, jej tata pije i czasami nie wraca
do domu, rodzice Piotrka ciągle się kłócą, a my?- spojrzał krytycznie na
członków rodziny- Idealni! Co niedziela obiadek u babci…
- Mogę ci opowiedzieć o moim
dzieciństwie- utkwił wzrok w zupie tata.
- A co w nim może być niezwykłego?-
zaśmiał się chłopak- Dostałeś raz czwórkę z matmy?
- Tak. Dostałem nawet za to lanie-
odpowiedział bezbarwnym głosem.
- Tata cię bił?- nie mógł
uwierzyć Daniel, jednocześnie
przypominając sobie, że nigdy nie słyszał o dziadkach ze strony ojca.
- Moja rodzina była dość…
Specyficzna. Matka zmarła, gdy byłem jeszcze mały. Mój ojciec był powszechnie
znanym chirurgiem. Zawsze chciał, żebym ja i moja siostra poszli jego drogą.
Nie dawał nam zbyt dużo wolności. No dobrze, nie dawał nam jej wcale- pomieszał
łyżką w talerzu i kontynuował- W twoim wieku nie miałem przyjaciół. Ojciec nie
pozwalał spotykać mi się z nikim po lekcjach. Musiałem siedzieć w domu i
rozwiązywać zadania z matematyki, chemii czy fizyki. Tata nigdy nie cieszył się
jednak z moich osiągnięć. Uważał, że to coś zwykłego, normalnego. Za to karał
bardzo surowo…- przerwał na chwilę- Dostawałem w skórę za każdą ocenę poniżej
piątki. Potem wszyscy w szkole się ode mnie odsunęli. Nikt nie mówił mi nawet
zwykłego „cześć”. Uważali mnie za wyrzutka, bali się mnie. Pewnego dnia, w
ostatniej klasie liceum pan polonista oddawał nasze prace. Kazał mi zostać po
lekcji. Domyślałem się, że słabo mi poszło i byłem załamany . Wyobrażałem już
sobie słowa taty: „Mówić też musisz umieć”. Po lekcji nauczyciel powiedział mi, że moja praca jest genialna.
Mówił, że mam talent i zachęcił mnie do pracy dziennikarza. Wtedy się
zbuntowałem. Wiedziałem, że ojciec nigdy nie zaakceptuje mojego wyboru.
Zabrałem pieniądze z mojej szuflady i pod osłoną nocy uciekłem z domu.
Zamieszkałem u ciotki. Ojciec nigdy mnie nie szukał. Nie przyszedł na ślub z
twoją mamą. Urwaliśmy wszelki kontakt.
W drodze powrotnej rodzina rozmawiała. Historia ojca była tak
nieprawdopodobna, że stracili chęć do innych czynności. Daniel zapytał się w
pewnym momencie:
- O czym było to wypracowanie?
Ojciec uśmiechnął się posępnie i
odpowiedział:
- „Skazy rodzinne”
Wiersze- Tłum
Zgubiłam się
Nie w obcym mieście
Nie na dworcu na lotnisku
Nie jestem sama na drugim końcu świata
Nie
Ja zgubiłam się wśród ludzi
Nie znam stron
Zapomniałam mowy
Nie ma mnie
Jestem dla nich niewidzialna
Mogę zniknąć
A oni nie zauważą nic
Tajemne moce, których
Nie umiem okiełznać
Skulona płaczę
Oni nie widzą
Oni nie widzą
Kierują wzrok w drugą stronę
Zdają się nie mieć twarzy
Potwory
Potwory takie same jak
ja
***
A jeśli mnie usłyszysz
Zobaczysz
Przypomnisz sobie
To pewnie będzie już za późno
Tłum mnie przykryje
Odejdę
Nie odwróciwszy nawet głowy
***
Czekam
Czekam wciąż
Nie w obcym mieście
Nie na dworcu na lotnisku
Nie jestem sama na drugim końcu świata
Nie
Ja zgubiłam się wśród ludzi
Nie znam stron
Zapomniałam mowy
Nie ma mnie
Jestem dla nich niewidzialna
Mogę zniknąć
A oni nie zauważą nic
Tajemne moce, których
Nie umiem okiełznać
Skulona płaczę
Oni nie widzą
Oni nie widzą
Kierują wzrok w drugą stronę
Zdają się nie mieć twarzy
Potwory
Potwory takie same jak
ja
***
A jeśli mnie usłyszysz
Zobaczysz
Przypomnisz sobie
To pewnie będzie już za późno
Tłum mnie przykryje
Odejdę
Nie odwróciwszy nawet głowy
***
Czekam
Czekam wciąż
wtorek, 19 listopada 2013
Opowiadania- SamolotEM- cz.6
To, że Marika nie zabiła się zbiegając ze stromej skarpy graniczyło z cudem. Jednak to, że goniący ją Vigo i Harsh również przeżyli było już miłosierdziem bogów. Dziewczyna cały czas przecierała oczy chudziutkimi paluszkami, chcąc otrzeć je z łez. Gdy wybiegła na pierwszy odsłonięty pagórek zobaczyła największe ognisko świata. Nie słyszała ludzkiego krzyku, ogień szybko trawił wszystko co kiedyś zwano Solval. Harsh dogonił w końcu Marikę i delikatnie lecz stanowczo chwycił ją za ramiona. Po chwili dogonił ich zziajany Vigo.
- Ja muszę...Zobaczyć co z moją rodziną! Puszczaj- wyrywała się dziewczyna.
- Całe miasto spłonęło! Nie ma szans by ktokolwiek przeżył- tłumaczył niskim głosem blondyn.
Vigo rzucił się na ziemię krzycząc z rozpaczy i niemocy. Marika wyrywała się Harshowi lecz po chwili zrozumiała, że chłopak ma rację. Wszyscy usiedli zrezygnowani na trawie. Najgorsza była ta świadomość, że nikogo już nie mają. Zostawali sami na świecie. Marika w kolejnym przypływie płaczu przytuliła się do silnego chłopaka. Ten objął ją swoim ramieniem.
- Jestem zupełnie sama- wydyszała przez łzy.
- Jesteśmy. Wszyscy jesteśmy.
------------------------------------------------
- Elias! Ja...My... Co ty robisz?- zapytała z wyrzutem gdy chłopak przysunął ją do siebie. Wyrwała mu się z objęć. W głowie miała mętlik. Nic nie rozumiała. Czuła, że musi ochłonąć. Pośpiesznie zbiegła ze skalnego występku. Nie zatrzymywała się. Uciekała sama nie wiedząc przed czym. W końcu znalazła się na owym nieszczęsnym pagórku. Palące się miasto naprawdę nie było tym co chciała teraz zastać.
- Ja muszę...Zobaczyć co z moją rodziną! Puszczaj- wyrywała się dziewczyna.
- Całe miasto spłonęło! Nie ma szans by ktokolwiek przeżył- tłumaczył niskim głosem blondyn.
Vigo rzucił się na ziemię krzycząc z rozpaczy i niemocy. Marika wyrywała się Harshowi lecz po chwili zrozumiała, że chłopak ma rację. Wszyscy usiedli zrezygnowani na trawie. Najgorsza była ta świadomość, że nikogo już nie mają. Zostawali sami na świecie. Marika w kolejnym przypływie płaczu przytuliła się do silnego chłopaka. Ten objął ją swoim ramieniem.
- Jestem zupełnie sama- wydyszała przez łzy.
- Jesteśmy. Wszyscy jesteśmy.
------------------------------------------------
- Elias! Ja...My... Co ty robisz?- zapytała z wyrzutem gdy chłopak przysunął ją do siebie. Wyrwała mu się z objęć. W głowie miała mętlik. Nic nie rozumiała. Czuła, że musi ochłonąć. Pośpiesznie zbiegła ze skalnego występku. Nie zatrzymywała się. Uciekała sama nie wiedząc przed czym. W końcu znalazła się na owym nieszczęsnym pagórku. Palące się miasto naprawdę nie było tym co chciała teraz zastać.
poniedziałek, 18 listopada 2013
Zmiany na lepsze!
Chcę powiadomić Was, czytelników mojego bloga, którzy dodają mi siły i zapału do pracy nad moją twórczością o kilku zmianach, które sukcesywnie wprowadziłam.
1. 'The great four'- blogi: mój i moich znajomych, w podobnym klimacie ( na nich głównie opowiadania).
2. ' Stop for a moment' (zatrzymaj się na chwilę)- cytat na dziś
3. W zakładkach tematycznych macie zebranie artykułów z danego wątku. Ten sam efekt uzyskacie klikając na etykietę pod poszczególnym artykułem. Na stronach będę jednak też umieszczała artykuły poboczne, także radzę tam zaglądać :)
4. MUZYKA! W pasku na górze ekranu odtwarzają wam się moje ulubione (aktualnie) piosenki. Możecie je sobie zmieniać (playlista po prawej stronie paska) albo wyłączyć (nie radzę ;).
Muzyka będzie zmieniana co miesiąc, lub częściej. Wszelkie propozycje wysyłajcie do mnie lub zostawcie w komentarzach pod tym postem.
Polecajcie bloga innym!
Autorka
1. 'The great four'- blogi: mój i moich znajomych, w podobnym klimacie ( na nich głównie opowiadania).
2. ' Stop for a moment' (zatrzymaj się na chwilę)- cytat na dziś
3. W zakładkach tematycznych macie zebranie artykułów z danego wątku. Ten sam efekt uzyskacie klikając na etykietę pod poszczególnym artykułem. Na stronach będę jednak też umieszczała artykuły poboczne, także radzę tam zaglądać :)
4. MUZYKA! W pasku na górze ekranu odtwarzają wam się moje ulubione (aktualnie) piosenki. Możecie je sobie zmieniać (playlista po prawej stronie paska) albo wyłączyć (nie radzę ;).
Muzyka będzie zmieniana co miesiąc, lub częściej. Wszelkie propozycje wysyłajcie do mnie lub zostawcie w komentarzach pod tym postem.
Polecajcie bloga innym!
Autorka
niedziela, 17 listopada 2013
Wiersze- Zmiana
Uśmiecha się sama do siebie
Satysfakcja radość duma
Wywołały je słowa
Ludzkie słowa
Podobno się zmieniła
Brzydkiemu kaczątku wyrosły białe pióra
Już nikt nie krzyczy
Wszyscy tylko patrzą w skupieniu
Próbując zrozumieć
Tą chytrą sztuczkę czasu
Który dziewczynkę
Nielubianą
Zamienił w barwnego motyla
A ona temu nie ufa
Bo przecież codziennie widziała się
W lustrze
Nie widziała zmian, które zmieniły
Zmieniły ją
Zmieniły ludzi
Które każą zmieniać ludzkie serca
Na które czekamy z utęsknieniem
A gdy przychodzą
Rozkładają nas na kolana
Zdzierają szaty
I zostawiają niedopytanych
A ta dziewczyna kładzie tylko palec na usta
I kolejnemu podaje rękę do tańca
A sala milczy
Ludzkie słowa niepotrzebne
poniedziałek, 11 listopada 2013
Opowiadania- SamolotEM- cz.5
Droga wiodła skrajem góry. Ścieżynka była wąska i zasypana piachem spadającym z wyższych części wzniesienia.
- Jak spadniemy do Vigo będzie nas zbierał- stwierdził niechętnie Elias.
- Ciebie nikt raczej nie podniesie- stwierdził przyciszonym głosem Harsh. Był zawsze bezpośredni i nie bał się mówić co myśli. Władczy stosunek kumpla do wszystkiego zaczynał go jednak już trochę irytować.
- Mayu, pomóc ci?- nie zważając na docinki blondyna Elias postanowił wytracić Vigo z równowagi. Zgodnie z oczekiwaniami ten wlepił wzrok w ziemię i przyspieszył kroku, tak aby nie widzieć przesłodzonego obrazka Eliasa i Mayi.
- Złap mnie za rękę, proszę- dziewczyna wdzięcznym ruchem podała mu prawą dłoń. Dzięki temu przyjaciel ubezpieczał ją od strony masywu skalnego.
- Już, moja damo- Elias mimowolnie popatrzył na Vigo z nutą złośliwości. 'Nie wygrasz ze mną'- zdawał się mówić.
Ten jednak wdał się w żywą dyskusję z Mariką i Harshem, zastanawiając się czy gryfy kiedyś istniały. Korzystając z okazji Elias wyszeptał do Mayi:
- Ja też ci coś muszę pokazać.
- Ale Vigo...
- Będziesz się nim przejmować?- spojrzał na dziewczynę powątpiewającym wzrokiem.
Nie słysząc jednak odpowiedzi ujął ją za rękę trochę mocniej i wspięli się na szczyt góry po występach w skale. Na górze było naprawdę wietrznie. Maya rozłożyła ramiona na boki i rozwiązała długi warkocz tak, że długie, falowane włosy zdawały się płynąć. Spojrzała w dół. Wszędzie, ze wszystkich stron otaczały ich góry opatulone delikatną pierzynką mgły. Najostrzejsze szczyty przebijały się przez nią i nadawały krajobrazowi jakiejś cichej nadziei.
- Wszystko widać! Elias! Tu jest cudownie!- krzyczała, chcąc być głośniejsza od wiatru.
- Szczerze? Ja widzę tylko rozmazane plamy. Czuję jednak tą energię, która wydobywa się z tego miejsca. Jeśli to Bóg stworzył świat, to musiał zacząć tu- podszedł do Mayi i przytulił ją od tyłu. Dziewczyna z rozmarzeniem oparła głowę o jego silne ramiona.
Ten, bijąc się z myślami nachylił się w końcu do ucha dziewczyny i wyszeptał:
- Kocham cię.
--------------------------------------------
W tym czasie reszta zdążyła już obejść górę. Doszli do miejsca ukrytego między skałami. W jednej z nich była mała szczelina.
- Maya- zaczął Vigo lecz gdy się odwrócił zobaczył, że dziewczyny nie ma. Co gorsza Eliasa też.
- Pewnie znaleźli sobie jakąś cieplutką jaskinię- uśmiechnęła się sarkastycznie Marika lecz Harsh położył jej rękę na ramieniu. Dał znak, aby przestała. W oczach Vigo malował się ból, żal i gniew. Był jednak spokojny. Za to w środku musiał się gotować. Lada chwila mógł wybuchnąć.
- No nic- wycedził przez zęby- Podejdź Mariko.
Dziewczyna spojrzała przez występek w skale. Widok na Solval zapierał dech w piersi. Wszystko wydawało się małe i pokorne. I takie... Oświetlone...
- Chłopaki!- krzyknęła przerażona- Solval płonie!
- Jak spadniemy do Vigo będzie nas zbierał- stwierdził niechętnie Elias.
- Ciebie nikt raczej nie podniesie- stwierdził przyciszonym głosem Harsh. Był zawsze bezpośredni i nie bał się mówić co myśli. Władczy stosunek kumpla do wszystkiego zaczynał go jednak już trochę irytować.
- Mayu, pomóc ci?- nie zważając na docinki blondyna Elias postanowił wytracić Vigo z równowagi. Zgodnie z oczekiwaniami ten wlepił wzrok w ziemię i przyspieszył kroku, tak aby nie widzieć przesłodzonego obrazka Eliasa i Mayi.
- Złap mnie za rękę, proszę- dziewczyna wdzięcznym ruchem podała mu prawą dłoń. Dzięki temu przyjaciel ubezpieczał ją od strony masywu skalnego.
- Już, moja damo- Elias mimowolnie popatrzył na Vigo z nutą złośliwości. 'Nie wygrasz ze mną'- zdawał się mówić.
Ten jednak wdał się w żywą dyskusję z Mariką i Harshem, zastanawiając się czy gryfy kiedyś istniały. Korzystając z okazji Elias wyszeptał do Mayi:
- Ja też ci coś muszę pokazać.
- Ale Vigo...
- Będziesz się nim przejmować?- spojrzał na dziewczynę powątpiewającym wzrokiem.
Nie słysząc jednak odpowiedzi ujął ją za rękę trochę mocniej i wspięli się na szczyt góry po występach w skale. Na górze było naprawdę wietrznie. Maya rozłożyła ramiona na boki i rozwiązała długi warkocz tak, że długie, falowane włosy zdawały się płynąć. Spojrzała w dół. Wszędzie, ze wszystkich stron otaczały ich góry opatulone delikatną pierzynką mgły. Najostrzejsze szczyty przebijały się przez nią i nadawały krajobrazowi jakiejś cichej nadziei.
- Wszystko widać! Elias! Tu jest cudownie!- krzyczała, chcąc być głośniejsza od wiatru.
- Szczerze? Ja widzę tylko rozmazane plamy. Czuję jednak tą energię, która wydobywa się z tego miejsca. Jeśli to Bóg stworzył świat, to musiał zacząć tu- podszedł do Mayi i przytulił ją od tyłu. Dziewczyna z rozmarzeniem oparła głowę o jego silne ramiona.
Ten, bijąc się z myślami nachylił się w końcu do ucha dziewczyny i wyszeptał:
- Kocham cię.
--------------------------------------------
W tym czasie reszta zdążyła już obejść górę. Doszli do miejsca ukrytego między skałami. W jednej z nich była mała szczelina.
- Maya- zaczął Vigo lecz gdy się odwrócił zobaczył, że dziewczyny nie ma. Co gorsza Eliasa też.
- Pewnie znaleźli sobie jakąś cieplutką jaskinię- uśmiechnęła się sarkastycznie Marika lecz Harsh położył jej rękę na ramieniu. Dał znak, aby przestała. W oczach Vigo malował się ból, żal i gniew. Był jednak spokojny. Za to w środku musiał się gotować. Lada chwila mógł wybuchnąć.
- No nic- wycedził przez zęby- Podejdź Mariko.
Dziewczyna spojrzała przez występek w skale. Widok na Solval zapierał dech w piersi. Wszystko wydawało się małe i pokorne. I takie... Oświetlone...
- Chłopaki!- krzyknęła przerażona- Solval płonie!
niedziela, 3 listopada 2013
Moda- SWEATER WEATHER :)
Witam wszystkich!
<- Tu taki mały obrazek za co można ją jednak kochać
Zdecydowanie zgadzam się ze wszystkim, ale teraz chciałabym zaczepić właśnie o te swetry.
WSZECHOBECNA SWEATER WEATHER!!!!!!!!!!!!!
Tu kilka przykładów. Generalnie- co nosimy? Pastele, napisy paski. Swetry mogą być wełniane lub imitowanie wełniane. Wkładane przez głowę lub rozpinane. Jeśli chodzi o bluzy z napisami ja kieruję się jedną zasadą- czy zgadzam się z napisem. Inaczej to nie ma sensu :P.
Miłego listopada!
(najlepiej spędzonego przy gorącej czekoladzie. czytając mojego bloga w cieplutkim sweterku :*)
Opowiadania- SamolotEM- cz.4
Miejsce nad źródełkiem należało do ulubionych miejsc paczki przyjaciół. Było wystającym kawałkiem skały, z której roztaczał się piękny widok na góry między Norwegią a Szwecją. Z lewej strony rosła samotna wierzba płacząca, której wiszące gałęzie dawały schronienie przed porwistym wiatrem nawiedzającym ten zakątek. Na środku wystającej grani mieściło się źródełko z czystą lecz lodowatą wodą. Płynęło delikatnie przed siebie, aby w końcu spłynąć ze skały. Przyjaciele usiedli pod wierzbą, rozłożyli koc i wyjęli produkty spożywcze zakupione przez Eliasa i Mayę. Zostawili tylko rybę, którą postanowili upiec pod wieczór w ognisku, a następnie przyprawić przyprawami. Teraz Harsh wyjął swoją przenośną kuchenkę i udał się do źródełka, z którego zaczerpnął krystalicznie czystej wody. Następnie ustawił garnuszek z cieczą na ogniu i pomógł Vigo w przygotowywaniu bułek z przepyszną marmoladą brzoskwiniową. Polegało to na wygrzebaniu 'środka' i włożenie na jego miejsce marmolady. Bułeczki od piekarza były słodkawe i dobrze przypieczone. Vigo- amator gotowania często roztapiał jeszcze na nich cukier i posypywał cynamonem. Tak oto przygotowane pyszności popijali kawą rozpuszczalną o smaku karmelowym. Do wygrzebanych środków dosypywał oregano i przypiekał nad palnikiem, dzieląc wcześniej masę na kilkanaście mniejszych kuleczek. To były naprawdę przepyszne śniadania. Wszyscy jak zwykle pochwalili pomysł Vigo, a ten tylko pokiwał głową i uśmiechnął się gorzko patrząc na Eliasa obejmującego zmarzniętą Mayę.
- Chciałabym zobaczyć morze- odezwała się Marika wpatrując się w krajobraz bezkresnych gór.
- Niby jak?- zapytał sceptycznie Vigo- Jedyne mapy w SolVal to mapy lotnicze, z którymi za dużo nie zdziałamy.
- Kiedyś w szkole mówili, że morze jest albo na wschodnich brzegach Szwecji albo przy norweskich fiordach- przypomniała sobie blondynka.
- Głupia wojna!- stwierdził posępnie Vigo- Ta bieda, to wszystko!
- Z drugiej strony możemy przepadać gdzieś na całe dnie zamiast siedzieć w szkole- uśmiechnął się Elias.
- Tak, niech dzieci ze Sztokholmu mają więcej możliwości wszystkiego- przewrócił oczami Vigo.
- Co ci dzisiaj jest?- zapytała z troską w głosie Maya.
Chłopak nie mógł powiedzieć, że po prostu za każdym razem gdy dziewczyna choćby dotyka Eliasa, jego świat się załamuje. Nie mógł powiedzieć, że najchętniej rzuciłby się z góry. Nie mógł powiedzieć, że Maya jest, była i będzie dla niego wszystkim. Nie mógł powiedzieć, że w bitwie On- Elias czuje się przegrany.
- Nic, chyba się po prostu nie wyspałem- wyjaśnił wbijając wzrok w swoje buty.
Marika zaśmiała się cicho, sama do siebie. W bajki nie wierzyła. Nie wiedziała również jak Maya mogła być tak ślepa. Odwróciła się do słońca, które idealnie oświetlało jej okrągłą twarzyczkę. Przymknięte stalowe oczy osłaniane były przez króciutkie, jasne rzęsy. Zadarty nosek dodawał dziewczynie drapieżności. Usta wygięte były w lekko sarkastycznym uśmiechu ukazującym dołeczek w lewym policzku. Z tej perspektywy naprawdę wyglądała olśniewająco. Nagle zobaczyła koło siebie Harsh'a.
- Czego się gapisz?- zapytała bez ogródek.
- Ładna jesteś, to się gapię- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Dziewczyna mimowolnie się zarumieniła. Zaraz jednak to Harsh poczuł palący policzek, gdy ta bez ogródek dała mu w twarz.
- Za co? Ja tu się otwieram, a ty mi w szczękę!- udawał złość.
- Bez takich- pokiwała mu palcem przed oczami próbując robić groźną minę. Zaraz jednak obydwoje się roześmiali.
Dobrze wiedzieli, że ani romantyczność ani złość na siebie nie wychodziła im najlepiej. No dobrze, nie wychodziła im wcale.
- Zbieramy się! Zarządził Vigo.
- Gdzie idziemy?- zapytała zaciekawiona Maya.
Ten, zadowolony, że zdobył choć cząstkę jej uwagi uśmiechnął się tajemniczo i powiedział:
- Zobaczysz.
- Chciałabym zobaczyć morze- odezwała się Marika wpatrując się w krajobraz bezkresnych gór.
- Niby jak?- zapytał sceptycznie Vigo- Jedyne mapy w SolVal to mapy lotnicze, z którymi za dużo nie zdziałamy.
- Kiedyś w szkole mówili, że morze jest albo na wschodnich brzegach Szwecji albo przy norweskich fiordach- przypomniała sobie blondynka.
- Głupia wojna!- stwierdził posępnie Vigo- Ta bieda, to wszystko!
- Z drugiej strony możemy przepadać gdzieś na całe dnie zamiast siedzieć w szkole- uśmiechnął się Elias.
- Tak, niech dzieci ze Sztokholmu mają więcej możliwości wszystkiego- przewrócił oczami Vigo.
- Co ci dzisiaj jest?- zapytała z troską w głosie Maya.
Chłopak nie mógł powiedzieć, że po prostu za każdym razem gdy dziewczyna choćby dotyka Eliasa, jego świat się załamuje. Nie mógł powiedzieć, że najchętniej rzuciłby się z góry. Nie mógł powiedzieć, że Maya jest, była i będzie dla niego wszystkim. Nie mógł powiedzieć, że w bitwie On- Elias czuje się przegrany.
- Nic, chyba się po prostu nie wyspałem- wyjaśnił wbijając wzrok w swoje buty.
Marika zaśmiała się cicho, sama do siebie. W bajki nie wierzyła. Nie wiedziała również jak Maya mogła być tak ślepa. Odwróciła się do słońca, które idealnie oświetlało jej okrągłą twarzyczkę. Przymknięte stalowe oczy osłaniane były przez króciutkie, jasne rzęsy. Zadarty nosek dodawał dziewczynie drapieżności. Usta wygięte były w lekko sarkastycznym uśmiechu ukazującym dołeczek w lewym policzku. Z tej perspektywy naprawdę wyglądała olśniewająco. Nagle zobaczyła koło siebie Harsh'a.
- Czego się gapisz?- zapytała bez ogródek.
- Ładna jesteś, to się gapię- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Dziewczyna mimowolnie się zarumieniła. Zaraz jednak to Harsh poczuł palący policzek, gdy ta bez ogródek dała mu w twarz.
- Za co? Ja tu się otwieram, a ty mi w szczękę!- udawał złość.
- Bez takich- pokiwała mu palcem przed oczami próbując robić groźną minę. Zaraz jednak obydwoje się roześmiali.
Dobrze wiedzieli, że ani romantyczność ani złość na siebie nie wychodziła im najlepiej. No dobrze, nie wychodziła im wcale.
- Zbieramy się! Zarządził Vigo.
- Gdzie idziemy?- zapytała zaciekawiona Maya.
Ten, zadowolony, że zdobył choć cząstkę jej uwagi uśmiechnął się tajemniczo i powiedział:
- Zobaczysz.
sobota, 2 listopada 2013
Opowiadania- SamolotEM- cz.3
Za Mariką szedł Harsh- to kłócący się z Vigo, to pytający się blondynki czy dobrze idą. Ta w odpowiedzi tylko głośno się śmiała. Za chłopakami szła Maya i Elias trzymający koszyk z jedzeniem. Dziewczyna co jakiś czas podbiegała do przodu, próbując podstawić Vigo nogę, ale niestety jej się nie udawało.
- Mayu, chodź tu do mnie!- zawołała drobniutka postać.
Chwilę później przyjaciółki szły już koło siebie.
- Zgubiliśmy się chyba- szepnęła Marika.
- Jak? Ty się nie umiesz gubić!- oburzyło się dziewczę z długim warkoczem.
- A jednak umiem!
- Hm... To po prostu udawajmy, że idziemy dobrze. Wystarczy iść na północ, a dojdziemy do tej wierzby nad urwiskiem.
Marika pokiwała głową, machnęła na Mayę, że ma iść do tyłu i spokojnie szła dalej. Powód, dla którego chłopcy nie mogli dowiedzieć się o problemach był wręcz groteskowy- Marika jakieś tezy lata temu pokłóciła się z Harsh'em gdy zgubili się pośród śnieżycy. Od tej pory to ona wyszukiwała szlaki i była w tym niemal nieomylna. Niemal...
Maya podeszła do Harsh'a. Damska solidarność damską solidarnością, a obłęd obłędem.
Zagarnęła go na koniec pochodu.
- Powiedz jej w końcu, że umie przewodzić nami lepiej niż ty- powiedziała teatralnym szeptem.
- Po co?
- Bo do końca życia będziemy chodzić w to samo miejsce- zaśmiała się Maya.
- Miałem więc rację- odparł spokojnie chłopak.
- Harsh!
- Maya!
- Siebie warci- pokiwała głową z niedowierzaniem.
- Przecież my się lubimy- powiedział zgodnie z prawdą przyjaciel.
- Wiem- mrugnęła do niego i podeszła do Eliasa.
- Gdzie idziemy?- zapytał.
- Nie wiem- skłamała. Damska solidarność jednak górą.
- Czyli zobaczymy?
- Czyli zobaczymy. Zimno mi- przyznała.
- Jest już jakaś dziesiąta...
- Właśnie dlatego nie lubię jesieni, zimy. Te temperatury są okropne!
- Chodź marudo!- Elias objął dziewczynę w talii, a ta wtuliła się w jego ciepłe ciało. Tak doszli aż do źródełka pod wierzbą.
Jak opowiadanie? Czy wśród moich czytelniczek są też zgorzałe fanki Eliasa? ;)
- Mayu, chodź tu do mnie!- zawołała drobniutka postać.
Chwilę później przyjaciółki szły już koło siebie.
- Zgubiliśmy się chyba- szepnęła Marika.
- Jak? Ty się nie umiesz gubić!- oburzyło się dziewczę z długim warkoczem.
- A jednak umiem!
- Hm... To po prostu udawajmy, że idziemy dobrze. Wystarczy iść na północ, a dojdziemy do tej wierzby nad urwiskiem.
Marika pokiwała głową, machnęła na Mayę, że ma iść do tyłu i spokojnie szła dalej. Powód, dla którego chłopcy nie mogli dowiedzieć się o problemach był wręcz groteskowy- Marika jakieś tezy lata temu pokłóciła się z Harsh'em gdy zgubili się pośród śnieżycy. Od tej pory to ona wyszukiwała szlaki i była w tym niemal nieomylna. Niemal...
Maya podeszła do Harsh'a. Damska solidarność damską solidarnością, a obłęd obłędem.
Zagarnęła go na koniec pochodu.
- Powiedz jej w końcu, że umie przewodzić nami lepiej niż ty- powiedziała teatralnym szeptem.
- Po co?
- Bo do końca życia będziemy chodzić w to samo miejsce- zaśmiała się Maya.
- Miałem więc rację- odparł spokojnie chłopak.
- Harsh!
- Maya!
- Siebie warci- pokiwała głową z niedowierzaniem.
- Przecież my się lubimy- powiedział zgodnie z prawdą przyjaciel.
- Wiem- mrugnęła do niego i podeszła do Eliasa.
- Gdzie idziemy?- zapytał.
- Nie wiem- skłamała. Damska solidarność jednak górą.
- Czyli zobaczymy?
- Czyli zobaczymy. Zimno mi- przyznała.
- Jest już jakaś dziesiąta...
- Właśnie dlatego nie lubię jesieni, zimy. Te temperatury są okropne!
- Chodź marudo!- Elias objął dziewczynę w talii, a ta wtuliła się w jego ciepłe ciało. Tak doszli aż do źródełka pod wierzbą.
Jak opowiadanie? Czy wśród moich czytelniczek są też zgorzałe fanki Eliasa? ;)
wtorek, 29 października 2013
Opowiadania- SamolotEM- cz.2
Hangar był ogromnym pomieszczeniem- na wpół pustym, na wpół pełnym. Stały w nim samoloty jeszcze z czasów wojny. Niektóre mogły mieć dobre trzydzieści lat.
- Panie przodem- Elias przepuścił Mayę w drzwiach.
- Dziękuję- dygnęła lekko dziewczyna uśmiechając się.
Skierowali się do opuszczonej klatki schodowej w rogu budynku. Weszli na pierwsze piętro- zapomniany stryszek z dużym oknem.
- Cześć wszystkim!- krzyknęła Maya do trójki przyjaciół siędzącej już w cieplutkim pomieszczeniu.
- Zimno- Maya potarła ręce o siebie i chuchnęła w nie.
- Chcesz moją kurtkę?- zapytał Vigo siedzący z lewej strony dziewczyny.
- Tak, na chwilę- zdjęła własny kubrak i założyła pod niego okrycie kumpla w idealnym rozmiarze.
Na usprawiedliwienie chłopaka trzeba dodać, że Maya była dziewczyną wysoką i naprawdę mała ilość chłopaków w jej wieku była jej wzrostu. Może oprócz Eliasa. Vigo był mniej więcej jej wzrostu zielonookim młodzieńcem o piegowatej twarzy. Miał bardzo szlachetne, męskie rysy i kasztanowe loczki. Wiele dziewczyn z miasta- młodszych i starszych szalało za chłopakiem. Ten jednak odznaczał się niesamowitym talentem do znikania podczas spotkań z damami, dlatego w efekcie jedynymi dziewczynami z jakimi przebywał ku własnej aprobacie były Maya i Marikka. Jako wyjaśnienie dodam, że w tej pierwszej zakochany był od chwili kiedy ją zobaczył, co powodowało drobne spięcia na linii Vigo- Elias.
- Macie rybę i przyprawy!- ucieczyła się Marikka.
- To na potem- odgarnął ją delikatnie Elias- teraz to- podał każdemu po soczystym jabłku.
Przez chwilę jedli w milczeniu, wygłodniali, jakby chcieli wyssać z owoców wszystko co się da.
- To co, idziemy?- zapytał Harsh, gdy wszyscy zjedli. Jak zwykle nie miał na myśli konkretnego miejsca. Po prostu zawsze szli do lasu. Albo na pola. Albo nad rzekę.
Reszta pokiwała głowami. Maya, ogrzana kamizelką Vigo, oddała mu ją z wdzięcznością. Ubrali się i wyszli.
Pomimo pory roku- jesieni było zimno i mroźnie. Lodowate powietrze jak szpilki wbijało się w nozdrza i wychodziło z nich jako para. Za to świecił słońce. A słońce dodawało energii i siły. Ponadto, w Solval o tej porze roku rozlewało się po pagórkach i dolinie tworząc piękny, tak nieuchwytny obraz.Za to właśnie wszyscy je kochali.
Dziś skierowali się do Zagajnika Rosy. Drzewa rosły tam gęsto, pomimo tego dwie osoby mogły iść koło siebie swobodnie. Mari jak zwykle prowadziła. Jej bladozłota czupryna sięgająca do ramion wyglądała bardzo ładnie w nieśmiałym świetle dnia. Z lewej strony miała nawet warkoczyk, zrobiony po części z czystej praktyczności, a po części dlatego, że dziewczyna chciała ładnie wyglądać.
Jak wam się podoba?
niedziela, 27 października 2013
Wiersze- Ku przestrodze
Na cienkiej gałązce siedział.
Siedział sam. Nikt go nie ustawiał.
Co chwila przękręcał główkę
On słuchał.
Słuchał genialnych pieśni
Takich, o których śni
Się w najpiękniejszych snach
I sam też tak chciał.
Śpiewać, zachwycać.
Chciał tamtych w cień wrzucać.
Szukał poklasku.
Czekał aż tamci skończą.
Dzień po dniu mijał.
A on tylko się przysłuchiwał.
Czekał na swoją kolej.
A jego chwała nigdy nie nastała.
Bo się bał.
Bo przeczekał samego siebie.
Opowiadania- SamolotEM cz.1
SolVal powoli budziło się ze snu. Budynki rozświetlone były czerwonymi promieniami słońca, które jakby wciągane na delikatnej lince pięło się do góry. Delikatnie głaskało miasto chcąc powiedzieć 'ten dzień na pewno będzie cudowny'.
Teraz jednak trochę o samym miasteczku. Jeśli chcielibyście znaleźć je na mapie- zaprzestańcie. Wie o nim bardzo mała ilość osób, adekwatna do jego rozmiarów. Gdybyście byli bardzo uparci, powiem wam, że to mieścina na północy Szwecji, prawie w Norwegii. Ludzie w nim traktowali siebie jak jedną, wielką rodzinę. Miasto zdawalo się być zatrzymane w czasie. Centralnym punktem mieściny był targ. Mieszkańcy udawali się tam, gdy tylko słońce wystawało za horyzont. Wtedy też zjawiali się kupcy i sprzedawcy.
Miasto obfitowało również w inne miejsca- na przykład lotnisko i hangary na końcu wioski.
Wiedzieli o nim nieliczni.
To zdecydowanie był jednak plus.
-----------------------------------------------------------------
Maya mieszkała mniej więcej w środku miasta. Jej dom zrobiony był z czerwonych desek pomalowanych wspólnie z tatą w dzieciństwie. Nie był duży. Spokojnie mógł jednak pomieścić pięcioosobową rodzinę. Dziewczyna wstała, ubrała się w wysłużone jeansy i prostą koszulę. Związała długie włosy w warkocz, narzuciła kurtkę z ciepłego futerka i wybiegła z uśpionego jeszcze domu. W myśli zapisywała produkty, które musiała kupić. Po kilku minutach intensywnej przebieżki dotarła na targ. Popatrzyła uważnie po ludzkich twarzach. Nie, chyba nie było nikogo z jej paczki. Podeszła do stoiska z rybami opanowując oddech. Nagle ktoś zasłonił jej oczy.
- Zgadnij kto to!- zawołał krzepki, męski głos. Maya położyła swoje ręce na dłoniach chłopaka i śmiejąc się powiedziała:
- To ty Elias! Dziewczyna wyrwała się z jego objęć i rzuciła mu się na szyję.
Stojąc z boku można by pomyśleć, że ten nieziemsko przystojny chłopak i naprawdę ładna dziewczyna są parą. Tak jednak nie było. Elias i Maya byli najlepszymi przyjaciółmi. Robili dla siebie wszystko i byli dla siebie wszystkim. Znajomi ( a była ich trójka) dziwili się, a jednocześnie cieszyli, że sprawy tak się mają. Jedynym problemem było to, że Elias naprawdę dobrze czuł się u boku przyjaciółki i raczej nie umiał sobie wyobrazić związku z jakąkolwiek inną dziewczyną.A Maya? To już sprawa Mayi.
Dwójka szybko zrobiła zakupy dla swojej paczki i czym prędzej oddaliła się od głównego skupiska ludzi. Wprawdzie musieli iść dość krętymi ścieżynkami, ale z powodu przyzwyczajenia robili to szybko i zręcznie.
W końcu doszli. Doszli do hangaru.
--------------------------
Jak wam się podoba? Na które lata wygląda opowiadanie- kiedy się dzieje. To wcześniejszego opowiadania może wrócę :D. Za inspirację dziękuję autorce bloga krainaeventy.blogspot.com, na którego serdecznie zapraszam!
Teraz jednak trochę o samym miasteczku. Jeśli chcielibyście znaleźć je na mapie- zaprzestańcie. Wie o nim bardzo mała ilość osób, adekwatna do jego rozmiarów. Gdybyście byli bardzo uparci, powiem wam, że to mieścina na północy Szwecji, prawie w Norwegii. Ludzie w nim traktowali siebie jak jedną, wielką rodzinę. Miasto zdawalo się być zatrzymane w czasie. Centralnym punktem mieściny był targ. Mieszkańcy udawali się tam, gdy tylko słońce wystawało za horyzont. Wtedy też zjawiali się kupcy i sprzedawcy.
Miasto obfitowało również w inne miejsca- na przykład lotnisko i hangary na końcu wioski.
Wiedzieli o nim nieliczni.
To zdecydowanie był jednak plus.
-----------------------------------------------------------------
Maya mieszkała mniej więcej w środku miasta. Jej dom zrobiony był z czerwonych desek pomalowanych wspólnie z tatą w dzieciństwie. Nie był duży. Spokojnie mógł jednak pomieścić pięcioosobową rodzinę. Dziewczyna wstała, ubrała się w wysłużone jeansy i prostą koszulę. Związała długie włosy w warkocz, narzuciła kurtkę z ciepłego futerka i wybiegła z uśpionego jeszcze domu. W myśli zapisywała produkty, które musiała kupić. Po kilku minutach intensywnej przebieżki dotarła na targ. Popatrzyła uważnie po ludzkich twarzach. Nie, chyba nie było nikogo z jej paczki. Podeszła do stoiska z rybami opanowując oddech. Nagle ktoś zasłonił jej oczy.
- Zgadnij kto to!- zawołał krzepki, męski głos. Maya położyła swoje ręce na dłoniach chłopaka i śmiejąc się powiedziała:
- To ty Elias! Dziewczyna wyrwała się z jego objęć i rzuciła mu się na szyję.
Stojąc z boku można by pomyśleć, że ten nieziemsko przystojny chłopak i naprawdę ładna dziewczyna są parą. Tak jednak nie było. Elias i Maya byli najlepszymi przyjaciółmi. Robili dla siebie wszystko i byli dla siebie wszystkim. Znajomi ( a była ich trójka) dziwili się, a jednocześnie cieszyli, że sprawy tak się mają. Jedynym problemem było to, że Elias naprawdę dobrze czuł się u boku przyjaciółki i raczej nie umiał sobie wyobrazić związku z jakąkolwiek inną dziewczyną.A Maya? To już sprawa Mayi.
Dwójka szybko zrobiła zakupy dla swojej paczki i czym prędzej oddaliła się od głównego skupiska ludzi. Wprawdzie musieli iść dość krętymi ścieżynkami, ale z powodu przyzwyczajenia robili to szybko i zręcznie.
W końcu doszli. Doszli do hangaru.
--------------------------
Jak wam się podoba? Na które lata wygląda opowiadanie- kiedy się dzieje. To wcześniejszego opowiadania może wrócę :D. Za inspirację dziękuję autorce bloga krainaeventy.blogspot.com, na którego serdecznie zapraszam!
niedziela, 20 października 2013
Opowiadania- Dziewczyna w trampkach- cz.2
Siedziałem na widowni. Nic nie czułem. Czy to był strach? Może bardziej oczekiwanie. A co jeśli Róża się pomyliła? Jeśli wszystkie nasze dochodzenia spełzły na niczym? Natychmiast odtrąciłem od siebie tą straszną myśl. Za długo szukaliśmy rozwiązania.
Róża wyszła na scenę. Była bardzo ładna, jak zwykle. Powiodła wzrokiem po widowni choć doskonale wiedziała gdzie siedzę. Gdzie siedzę ja i On. Miejsce 12, rząd 3 i Miejsce 14 rząd 1.
Posłałem jej opiekuńcze spojrzenie. Chciałem dodać jej otuchy. Zgasły światła, zaczęła śpiewać. Gdyby ktoś dołączył ją do mitologii greckiej na pewno byłaby jedną z syren, które omamiały żeglarzy podczas tułaczki Odyseusza. Melodia wibrowała, unosiła się i spadała, była przesiąknięta mocnymi emocjami. Nienawiścią. Skończyła. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Nikt nie mógł wyrwać się z letargu. W końcu rozległy się pierwsze oklaski. Spojrzałem w dół. On też klaskał jak gdyby nigdy nic.
- Chciałam poprosić na scenę moją nauczycielkę śpiewu, opiekunkę naszej szkoły muzycznej. To jej należą się te brawa.
Kobieta wyszła dumna i wpatrywała się w salę. Ponad ludźmi.
- Dziękuję Różo, możesz usiąść- wskazała jej swoje krzesło za sceną.
Tak jak chcieliśmy, duma nie pozwoliła im dwóm stać na scenie, choć prywatnie nauczycielka lubiła Różę. Reszta zespołu też zeszła.
To był ten moment.
Wstałem, moje kolana drżały.
Czy to zmiecie kurz z tej strasznej historii?
Mocnym, pewnym głosem wykrzyczałem:
- Dziewczyna w trampkach, tak?!
I wtedy rozległ się strzał. Kobieta już nie żyła
On wybiegł z sali. Ja za nim. Róża .też
Jak wam się podobało? Kim jest nowy narrator? Kim jest On? Dlaczego zabili nauczycielkę? Jak myślicie? Komentujcie!
Róża wyszła na scenę. Była bardzo ładna, jak zwykle. Powiodła wzrokiem po widowni choć doskonale wiedziała gdzie siedzę. Gdzie siedzę ja i On. Miejsce 12, rząd 3 i Miejsce 14 rząd 1.
Posłałem jej opiekuńcze spojrzenie. Chciałem dodać jej otuchy. Zgasły światła, zaczęła śpiewać. Gdyby ktoś dołączył ją do mitologii greckiej na pewno byłaby jedną z syren, które omamiały żeglarzy podczas tułaczki Odyseusza. Melodia wibrowała, unosiła się i spadała, była przesiąknięta mocnymi emocjami. Nienawiścią. Skończyła. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Nikt nie mógł wyrwać się z letargu. W końcu rozległy się pierwsze oklaski. Spojrzałem w dół. On też klaskał jak gdyby nigdy nic.
- Chciałam poprosić na scenę moją nauczycielkę śpiewu, opiekunkę naszej szkoły muzycznej. To jej należą się te brawa.
Kobieta wyszła dumna i wpatrywała się w salę. Ponad ludźmi.
- Dziękuję Różo, możesz usiąść- wskazała jej swoje krzesło za sceną.
Tak jak chcieliśmy, duma nie pozwoliła im dwóm stać na scenie, choć prywatnie nauczycielka lubiła Różę. Reszta zespołu też zeszła.
To był ten moment.
Wstałem, moje kolana drżały.
Czy to zmiecie kurz z tej strasznej historii?
Mocnym, pewnym głosem wykrzyczałem:
- Dziewczyna w trampkach, tak?!
I wtedy rozległ się strzał. Kobieta już nie żyła
On wybiegł z sali. Ja za nim. Róża .też
Jak wam się podobało? Kim jest nowy narrator? Kim jest On? Dlaczego zabili nauczycielkę? Jak myślicie? Komentujcie!
wtorek, 15 października 2013
Wiersze- Wytrwały rycerz
Było ich wielu
W barwnych zbrojach bogato zdobionych
Z tarczą i mieczem
Znanych, wielbionych
Każdy chciał walczyć
Bo tak jest modnie
Biłem się, biłem-
Mówią spokojnie.
Księżniczka wyszła z wieży
Cicha, przygaszona, sama
Patrzy na tłum Rycerzy
Wzdycha, marzy.
Powybijali się nawzajem.
Ten leży. Ten zabity. Ten umarł
I znanym zwyczajem
Wygrany bierze księżniczkę.
Zaraz! Jeden się nie bił!
On pilnował damy.
O nim zapomnimy
Tylko Zwycięzcę kochamy.
Dominisiu, jeśli napiszesz swój swatokomentarz to Filip powróci :*.
Jak wam się podoba wiersz?
poniedziałek, 14 października 2013
Opowiadania- Dziewczyna w trampkach- cz.1
- Elżbieta Strzechowska!
Niska dziewczyna wykonała niezgrabny obrót wokół siebie.
- Wyprostuj kołnierzyk. Wstąp.
Wróciła do rzędu
- Maria Umer
Bardzo zdolna lecz umiarkowanie ładna uczennica z burzą prostych blond włosów wystąpiła z szeregu, obróciła się wokół własnej osi leciutko się chwiejąc.
- Zwiąż włosy. Nie mogą ci tak latać wokół twarzy.
- Ale pani profesor...
- Róża Wileńska- zignorowałam prośby wcześniej wyczytanej uczennicy. Rozwiane włosy nie były akceptowalne na moich lekcjach. Szczególnie jeśli mamy koncert.
Róża wyszła z rzędu. Miała na sobie granatową spódniczkę i marynarkę w tym samym odcieniu. Widziałam też jej świeżo wyprasowaną białą bluzkę. Spojrzałam na nogi. Zamiast eleganckich balerinek włożyła granatowe trampki. Te same, w których widuję ją na rowerze. W kinie. Na deskorolce. Grającą w piłkę z kolegami brata. Jakiś czas temu obiecałam sobie jednak, że nie będę z tym walczyć. Przede wszystkim dlatego, że wyglądała bardzo ładnie. Elegancki ubiór, warkocz i te trampeczki.
- Dobrze. Zapraszam na salę. Tak jak ćwiczyłyśmy- uśmiechnęłam się do moich podopiecznych i wskazałam im ręką wejście na scenę. Najpierw wchodziły flecistki. Potem szły skrzypaczki i Asia z wiolonczelą. Uczennic było dużo, następne wbiegały chaotycznie. Ostatnie wkraczały harfistki, pianistki i uczennice grające na trójkątach. Rozsiadły się lub stanęły w wyznaczonych miejscach. Szum z widowni ucichł. Światła zgasły. Oczy wszystkich wpatrzone były w scenę. Pierwsza melodia należała do łatwych. Każda z dziewczyn coś zagrała, każda czuła się doceniona i ważna nawet przez ten jeden moment. Nie lubiłam tego typu utworów lecz zawsze trzymałam kciuki, żeby wszystko dobrze poszło zgodnie z planem. Koniec. Brawa. Rumieńce. Przewróciłam oczami i spojrzałam przez ramię na Różę. Siedziała na stole, wymachując nogami i słuchając muzyki z zamkniętymi oczyma. Ona to naprawdę lubiła. Kolejny utwór. Drugi. Trzeci.
- Róż... Nie zauważyłam cię. Możesz już wchodzić.
Zdawała się mnie nie słyszeć. Była bardzo skupiona. To dobrze. Przeszła przez ciemny korytarzyk za sceną. Wyprostowana. Wodziła palcem po ścianie. Zniknęła mi z pola widzenia. Czyli zaraz zacznie śpiewać.
Jak Wam się podoba? Jak zaśpiewa Róża? Czy wszystko się uda? Tego dowiecie się w następnej części. Komentujcie! :)
Niska dziewczyna wykonała niezgrabny obrót wokół siebie.
- Wyprostuj kołnierzyk. Wstąp.
Wróciła do rzędu
- Maria Umer
Bardzo zdolna lecz umiarkowanie ładna uczennica z burzą prostych blond włosów wystąpiła z szeregu, obróciła się wokół własnej osi leciutko się chwiejąc.
- Zwiąż włosy. Nie mogą ci tak latać wokół twarzy.
- Ale pani profesor...
- Róża Wileńska- zignorowałam prośby wcześniej wyczytanej uczennicy. Rozwiane włosy nie były akceptowalne na moich lekcjach. Szczególnie jeśli mamy koncert.
Róża wyszła z rzędu. Miała na sobie granatową spódniczkę i marynarkę w tym samym odcieniu. Widziałam też jej świeżo wyprasowaną białą bluzkę. Spojrzałam na nogi. Zamiast eleganckich balerinek włożyła granatowe trampki. Te same, w których widuję ją na rowerze. W kinie. Na deskorolce. Grającą w piłkę z kolegami brata. Jakiś czas temu obiecałam sobie jednak, że nie będę z tym walczyć. Przede wszystkim dlatego, że wyglądała bardzo ładnie. Elegancki ubiór, warkocz i te trampeczki.
- Dobrze. Zapraszam na salę. Tak jak ćwiczyłyśmy- uśmiechnęłam się do moich podopiecznych i wskazałam im ręką wejście na scenę. Najpierw wchodziły flecistki. Potem szły skrzypaczki i Asia z wiolonczelą. Uczennic było dużo, następne wbiegały chaotycznie. Ostatnie wkraczały harfistki, pianistki i uczennice grające na trójkątach. Rozsiadły się lub stanęły w wyznaczonych miejscach. Szum z widowni ucichł. Światła zgasły. Oczy wszystkich wpatrzone były w scenę. Pierwsza melodia należała do łatwych. Każda z dziewczyn coś zagrała, każda czuła się doceniona i ważna nawet przez ten jeden moment. Nie lubiłam tego typu utworów lecz zawsze trzymałam kciuki, żeby wszystko dobrze poszło zgodnie z planem. Koniec. Brawa. Rumieńce. Przewróciłam oczami i spojrzałam przez ramię na Różę. Siedziała na stole, wymachując nogami i słuchając muzyki z zamkniętymi oczyma. Ona to naprawdę lubiła. Kolejny utwór. Drugi. Trzeci.
- Róż... Nie zauważyłam cię. Możesz już wchodzić.
Zdawała się mnie nie słyszeć. Była bardzo skupiona. To dobrze. Przeszła przez ciemny korytarzyk za sceną. Wyprostowana. Wodziła palcem po ścianie. Zniknęła mi z pola widzenia. Czyli zaraz zacznie śpiewać.
Jak Wam się podoba? Jak zaśpiewa Róża? Czy wszystko się uda? Tego dowiecie się w następnej części. Komentujcie! :)
sobota, 12 października 2013
Wiersze- Czarny kot
Zręcznym ruchem przemyka
Tak czarny, tak pechowy
Jedno oko przymykam
Spoglądam w drugą stronę
Udaję, że go nie widzę
Choć przeszedł przede mną
Czarnego kota się wstydzę
Próbka mojej twórczości :). Komentujcie!Podoba wam się, czy nie?
piątek, 11 października 2013
Otwieramy!
Cześć! Mam na imię Martyna i jestem autorką tego bloga. Chcę zamieszczać na nim moją twórczość. Niekoniecznie rysunki a wiersze, opowiadania, projekty ubrań. Jestem początkująca, więc dajcie mi rozwinąć skrzydła ;). Piszcie co uważacie, komentujcie, uzasadniajcie. To ważne, bo mogę wyciągnąć z tego wnioski.
Zaczynamy!
Zaczynamy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)