Jak wiecie lub nie, spędziłam tydzień w szkole językowej. Czy wyjdę na bardzo niegodziwą, jeśli przyznam, że miałam internet, ale nie chciało mi się pisać?
Mam nadzieję, że nie.
Wg mnie wyjazd był o wiele za krótki. To co uwielbiam jednak w mieszkaniu u rodzin podczas wyjazdów, to fakt, że mogę się rozgadać. Od środy nawet myślałam po hiszpańsku ;).
Nie wiem czy to zasługa miasta, pogody czy oderwania od rzeczywistości, ale czułam się genialnie. Byłam naprawdę szczęśliwa i wolna. Nic mnie nie obchodziło. Nie umiemy opisać dokładnie z Madziulą tego stanu, co nie zmienia faktu, że uśmiech nie schodził nam z buziek.
A może to kwestia innego spojrzenia na świat?...
Piszę tego posta w autobusie (z wi-fi!), ubrana w granatowe conversy, ciemnoszare dresy, bluzkę z dziewczynką i turkusową bluzę.
Madzia obrzuca mnie krytycznym spojrzeniem (Dlaczego TY się tak ubrałaś?!), a ja się tylko uśmiecham, jestem ponad to. Cieszę się ze słońca.
Żyję i nie muszę tłumaczyć dlaczego.
Chyba znalazłam szczęście.
***
- Wyglądam jak bezdomny, bardzo łatwo mnie rozpoznasz- ciemna kurtka, dresy i rozwalony kucyk.
-...
Rozmowa z tatą na lotnisku.
Jutro wracam do szkoły. Jedynym plusem są ludzie. Dzisiejszy dzień spędziłam na przepisywaniu zaległości. Ale warto było.
Tylko ogarnia mnie jakieś dziwne przygnębienie, gdy zamiast pięknej, słonecznej katedyry widzę szare bloki, a lody z posypką i truskawkami muszę zastąpić kanapką na kolację.
Chyba nawet tęsknię do niezrozumiałych rozmów przy stole...
'Za czuła może jestem...'
Jedno jest pewne. Salamanka jest genialna.
Nie są to moje zdjęcia, gdyż jeszcze ich nie zgrałam. Ale dodam w tym jeszcze tygodniu.
~M.
Nominowałam Cię do LBA :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły: http://swiat-moimi-oczami-nr.blogspot.com/2014/03/liebster-blog-award.html