Ciemno, chyba zasnąłem.
- Gdzie ja jestem?- słaby, ochrypły głos dziewczyny, która chyba przed chwilą się obudziła.
- W moim łóżku, śpisz, obudź się rano.
- Ok. Ochrzanię cię rano.
- Ok.
***
- A żeś się bracie dorobił- Arbi mocno oparł się na moim ramieniu. Dwa lata temu zaczął studia. Wydawało mu się, że jest nie wiadomo kim. Ale ogólnie nie jest taki zły. Ma zawsze ładne dziewczyny, udaje mu się. Odgarnia swoje kasztanowe włosy do ramion za ucho i patrzy z troską na dziewczynę.
- A tak na serio to co jej?
- Płakała. Chyba chciała skoczyć z mostu. Musiałem...
- Nie jesteś jednak takim zarozumiałym debilem za jakiego wszyscy cię mają, Hosty.
- Dzięki. Wielkie dzięki.
- Wytłumaczę wszystko rodzicom, ty się nią zajmij- odpowiada już całkiem poważnie i wychodzi.
Poskładam fakty.
Wróciliśmy tu około 17:00.
Ona w końcu zasnęła około 22:00.
Ja jak zaczęła normalnie oddychać- po północy.
Arbery przyjeżdża zwykle rannym pociągiem (akurat dzisiaj?!).
Jest ok 6:00.
- Dlaczego mnie ukradłeś?- zapytała dziewczyna. Już nie spała. Leżała na wznak z oczami wlepionymi w sufit. Ręce miała złączone jak na apelu szkolnym. Ubrana była w ciemną koszulę i dżinsy, miała to pod tym za dużym płaszczem. Już nie płakała. Jej twarz miała wielkie plamy po tuszu, ale pod nim była blada. Pod oczami miała wielkie sińce. Usta były obrzmiałe i spierzchnięte.
- Bo chciałaś rzucić się z mostu?
- Skąd wiedziałeś?- Nadal beznamiętnie wpatrywała się w sklepienie.
- Bo wyglądałaś jak psychopatka- odparłem bez ogródek.
- Może ja jestem psychopatką?
- Może.
***
Godzinę później dałem jej ręcznik, a ona poszła się umyć. Wróciła z mokrymi, jasnymi kosmykami porozrzucanymi na wszystkie strony.
- Dziękuję za wszystko, ale ja już muszę iść.
- Chyba sobie kpisz- zabrałem jej ręcznik i przewiesiłem przez ramię.- Musisz mi opowiedzieć co się stało.
- Wal się, złodzieju.
- To chociaż zjedz śniadanie.
Dumne spojrzenie powoli ustąpiło. Opuściła głowę i delikatnie nią pokiwała. Miałem wrażenia, że za chwilę upadnie. Podtrzymałem ją delikatnie.
- Nie umiesz przytulać jak chłopak- zaśmiała się po chwili. Niewdzięcznica.
- Bo nikogo dawno nie przytulałem.
Sarkastyczne spojrzenie, zdążyłem przywyknąć.
- Bo nikt cię dawno nie kochał, Hoście Barey'u.
- Bo nikt mnie nigdy nie kochał.
- Nie dziwi mnie to.
- Głupia jesteś.
- Ok. Co na śniadanie?
Wtedy już wiedziałem, że coś w niej wróciło.
Że na razie nie powróci na most.
Na razie? Jeśli ją zamordujesz, nieszczęsna Małgorzato, to... przywiążę cię do krzesła i powyrywam jeden po drugim włosy, obleję olejem i spalę na stosie z suchego drewna i słomy. To tyle.
OdpowiedzUsuńMają podobne charaktery - są szczerzy do bólu...