Strony

niedziela, 23 marca 2014

A.H.B- Waligóra zwiastuje kłopoty(3)

Był piątek wieczór, który jak zwykle mieliśmy spędzić na boisku. Mayson przyniósł naszą dyżurną piłkę.
Dzieci z czwartej klasy zgubiły swoją i uważacie, że znalazła nowych właścicieli?
Bingo.
Kay i Michael pobiegli szybciej, tradycyjnie już ścigając się, kto pierwszy znajdzie się na boisku. Kay, długonogi, pryszczaty osobnik o zbyt przesadzistym nosie znowu wygrał. Niższy od niego Michael stał chwilę później z rękami na udach, dysząc ciężko. Podniósł wzrok i natrafił na osóbkę na boisku. Był to dość wysoki chłopak, mógł być mojego wzrostu... Wyższy. Zmierzwione włosy sterczały mu na wszystkie strony. Dobrze zbudowany, mięśnie niczego sobie.
- Przyszli!- zawołał w nieokreślonym kierunku. Nagle zza drzew przy boisku wyszła dziewczyna. Ubrana była w sukienkę (tak, to całościowe) w czerwone , malutkie kropeczki na granatowym tle. Strój zwisał trochę w miejscu przeznaczonym na biust, ale był też za luźny w talii, także można po prostu uznać, że był ciut za duży (albo ona tak drobna). Włosy związane były w dwie, złote kitki podskakujące z każdym krokiem. Stalowe oczy ze śladem zieleni... 
Bingo.
Tak to ona. 
Tylko czy nie miała zwyczajowo zielonych oczu z cieniem szarości?
Bzdura. Kto patrzy dziewczynom po oczach.
Mayson zagwizdał cichutko. 
- Laluś- krzyknął na dryblasa- Zabieraj narzeczoną i wypad. Mamy trening!
Dziewczyna niewzruszenie przeszła obok mojego kumpla i stanęła dwa kroki przede mną.
- Zrobię za ciebie projekt. Cały- spojrzała na mnie z miną pokutnicy. Opuściła wzrok, z poczuciem winy. Nagle znowu nasze spojrzenia się spotkały. W stalowych oczach zapaliły się niebezpieczne ogniki.- Jeśli strzelę ci mniej bramek niż ty mi.
Chłopaki przysłuchujące się dziewczynie parsknęły śmiechem. Fila spojrzał na nią z politowaniem:
- Miłego robienia projektu.
- Powiedz to swojemu koledze- wskazała na mnie podbródkiem.
- Do pięciu, bez rozlewu krwi- zawołałem i czym prędzej pobiegłem na bramkę. Ona natychmiast ruszyła za mną. Wyprzedziła mnie. Wziąłem piłkę i podszedłem do niej z miną zwycięzcy:
- To jest piłka- wskazałem.- Musisz ją wkopać do bramki, tak abym jej nie przychwycił. To, że dotknie słupka, a nie wleci... Dlaczego tak patrzysz?!
- Jak?
- Zawsze tak patrzysz! Na mnie przynajmniej. Z taką... Ironią! Dobra, szkoda czasu. Graj. A potem wypad.
- Ok.
- Ok?! Nie chcesz się wykłócać?! Nie będziesz piszczeć i płakać, strzelać fochów i uciekać?
- Graj.
- Sama graj.
- Ok.
Czułem, że jeszcze jedno 'ok' doprowadzi mnie do szaleństwa, dlatego stanąłem niechętnie na bramce. Spojrzałem na nią. Związywała włosy prawie do ramion w dwie kitki (bingo, minęły już jakieś 3 tygodnie od zadania projektu). Zawiązała sznurówki swoich lichych, szmacianych trampek i zrobiła krok do tyłu. Dwa. Jeszcze kilka. Wzięła rozbieg. Nie zatrzymała się przed piłką, tylko kopnęła ją środkiem stopy. W myślach widziałem już tor lotu piłki. 
Dlaczego więc chwilę później leżała w siatce?!
- Masz, świrusko, masz szczęście- zły na siebie podałem jej piłkę. Teraz ja.
Nie trafiłem. Cholera.
Ona.
Ja. Ona. Ja. Ona. Ja. Ona. Ja. 
5 do jednego.
Dla niej.
Chłopaki zaniemówiły. Host Barey, żywa legenda młodzieżowej ligi Jacksonville przegrał z dziewczyną w za luźnej sukience.
Bez odblaskowych korków i koszulki.
- Wygrałam- oznajmiła. Bez cienia zdziwienia, tak jakby dokonała najzyklejszej rzeczy na świecie. Tak jakby jej grafik mówił ' Śniadanie, lekcje, ogarnie Hosta Barey'a, kolacja, sen'.- Projekt oddajesz w poniedziałek. Miłego weekendu- uśmiechnęła się tym swoim ironicznym uśmiechem.
- Wal się, idiotko, wynoś się- rzuciłem wściekły.
Wtedy podszedł do mnie ten teleportujący się Waligóra. Spojrzał na mnie groźnie, objął dziewczynę ramieniem i pocałował. 
Tak jak na filmach, tak epicko i romantycznie.
Fila zagwizdał, a ja odwróciłem wzrok. Podniosłem plecak z ziemi i wybiegłem z boiska. 
To było moje pierwsze starcie z tą dziewczyną.
Od tego dnia bałem się stalowych ogników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz