Strony

wtorek, 22 kwietnia 2014

A.H.B.- epilog

Jestem duchownym w jednym ze starych, londyńskich kościołów. Jest bardzo piękny, ale wiele osób o nim zapomniało.
Mam dar patrzenia wgłąb ludzkich dusz. Wiem czy człowiek jest smutny, czy wesoły jak kolwiek to ukryje.
Na przykład na mszę o 6:00 przychodzi co niedzielę taki mężczyzna. Ciemny garnitur, zmęczona życiem twarz. Kawaler. Bezdzietny (chyba). Ma około 30, może 35. Wiem z papierów. Wygląda na minimum 40. Wychudły, z podkrążonymi oczyma, zaniedbany. Krzywo przycięte czarne włosy. Nie przekazuje znaku pokoju. Nie śpiewa pieśni. Nie chodzi do Komunii.
Smętny typ. Matematyk.
O 11 mam zwykle śluby lub chrzty. Pewnego dnia, z niewiadomych przyczyn przyszedł na mszę ze ślubami. Spóźniony zmieszał się i przeszedł do swojej ulubionej ławki koło ołtarza. 
Dzisiejsza panna młoda była naprawdę piękna. Biała suknia do ziemi, z odkrytymi ramionami, z krzyżującym się materiałem na piersiach. Falowane włosy spięte w koczek, z jednej strony niesforny kosmyk.
Perłowe wsuwki.
Później spojrzałem w jej oczy. Stalowe, zimne. Uśmiechała się łagodnie, ale oczy były smutne. Pan młody przywitał ją uśmiechem, w którym widziałem władzę i zło.
To nie był dobry człowiek.
Nagle panna młoda odwróciła się do wiernych.
- Nie mamy drużby- powiedziała melodyjnym głosem.- Czy któryś z panów?...
Spojrzałem wtedy na mojego przyjaciela. Jako jeden z nielicznych miał garnitur. 
- Może pan- wskazałem.
Mężczyzna podniósł wzrok z podłogi po raz pierwszy od początku mszy. Kiwnął głową i ze wzrokiem w posadzce podszedł do ołtarza. Panna młoda poprosiła go, żeby na nią spojrzał. Jej wyraz twarzy zmienił się nie do poznania. Pan młody zacisnął usta. A bywalec mszy o 6:00 jak za dotknięciem magicznej różdżki odmłodział. Zmarszczka na czole zniknęła. Brwi powędrowały w górę.
Z jego policzka spłynęła łza.
- Host Barey- wyszeptała dziewczyna.
- 11:00. Jest 11:00.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz