Po wspomnianym śniadaniu dziewczyna kategorycznie oznajmiła, że musi już iść, wzięła tylko czarny, bezkształtny płaszcz z wieszaka i skierowała się w kierunku wyjścia.
Wtedy przypomniałem sobie, że powinienem podać jej ten płaszcz. Zatrzymałem ją więc w drzwiach i kazałem się rozebrać.
- Host, nie tak bezpośrednio, to się robi inaczej- powiedział ojciec. Stał oparty o ścianę w hallu i pykał fajeczkę. Matka trzymała go za rękę i sarkastycznie się uśmiechała. On- w czerwonym sweterku z trzema zachodzącymi na siebie rąbami, o rękawach podwiniętych do łokcia, w okularach 'kujonkach' i wyblakłych, podniszczonych dżinsach, ona w podomce, prostej lecz dobrze skrojonej i w swoim nieśmiertelnym koku. Z jednej strony tak różni, a z drugiej tak podobni.
Tak cyniczni.
- Chodzi mi o płaszcz- wyjaśniłem pośpiesznie.
Ona popatrzyła się na mnie z mieszanką zmieszania, zapytania i sarkazmu, a następnie niechętnie zdjęła swoje okrycie. Położyłem je na ramieniu, a następnie strzepnąłem delikatnie (tak jak się robi na filmach czy w teatrze) i kazałem jej włożyć ręce.
- Gorzej ci- bardziej stwierdziła niż zapytała. Z niedowierzaniem chwyciła płaszcz, włożyła go niezgrabnie i pożegnała się.
- Pójdę z tobą- zaoferowałem.
- Trafię.
- Natomiast Hosty z powrotem niekoniecznie- zaśmiał się ojciec.
- Weź go, poniesie sukienki- matka wskazała na mnie jak na niewolnika i podała wieszak z sukienkami.
Wyszliśmy.
- Musimy sobie jedną rzecz wyjaśnić- zaczęła. Szybko chodziła- Nie zakochuj się we mnie. Nie próbuj mnie kochać. Nie wmawiaj sobie, że ci się podobam. Nie chodź za mną i nie szukaj mnie wzrokiem. Nie przynoś kwiatów ani czekoladek. Nie umawiaj się. Najlepiej daj mi te sukienki i odejdź.
- Jesteś cholernie zarozumiała- przystanąłem.
- Nie. Tylko bardzo polubiłam twoją matkę. To dobra kobieta. Ty też jesteś dobry. A ja nie jestem w stanie pakować się w kolejną miłość- opuściła wzrok.
- Ok.
Zaśmiała się.
- Przesiąkasz mną. Żadnych zbędnych pytań.
Prawda była inna. Wiedziałem, że ze stalowooką się nie dyskutuje.
A ja nie miałem zamiarów matrymonialnych. O tym już zresztą wspominałem.
Moje kontakty z płcią przeciwną były słabe.
- Ale masz mnie nauczyć gry w piłkę nożną.
- Hosta Barey'a?!- ironiczny wzrok.
- Hosta Barey'a.
-Ok. Kto ostatni na boisku, ten stawia mi oranżadę.
Co za głupia jędza, już wiedziała, że wygra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz