Strony

wtorek, 22 kwietnia 2014

A.H.B- Tydzień (12)

Waligóra.
- Host Barey- ocenił.
- Ja.
Dostałem prawego sierpowego.
- Jak śmiesz za nią chodzić?!- kipiał.
- Nie jest twoja. Wszystko wiem. Przecież jej nie kochasz!
- Milcz! Potrzebuję kasy i reputacji. Jest dobrą partią, a ja jestem na szczycie. Tylko tacy jak ty nie mają dziewczyn.
- Jesteś wstrętny!
Prawy sierpowy. Trochę się uchyliłem. Kopnąłem go w jaja.
- Jestem władcą naszego rocznika.
- Nikt o tobie nie wie.
- Milcz, idioto!- jego oczy świeciły się jak milion lampek.- Mieliśmy małe spięcie. Nie udawaj bohatera, Barey. Idź pocieszaj swoich kumpli. A tak przy okazji, od kiedy wolisz dziewczyny?
Odwrócił się na odchodnym. Sam się prosił. Podniosłem z ziemi ciężki kamień i z całej siły rzuciłem w Waligórę.
Upadł.
***
- Zawieszony w prawach ucznia za narażenie życia kolegi. Obniżona ocena ze sprawowania. Czy dotarło?
- Tak, dziękuję.
- Za co? 
- Za wyrozumiałość.
- Tłumacz się jaśniej, Barey.
- Ma tydzień- odparłem niejasno i wyszedłem z gabinetu dyrektora.
***
- Jesteś idiotą, Hoście Barey'u.
- Zdarza się.
Szliśmy za ręce ( ach to bezpieczeństwo) wzdłuż rzeki, przy opuszczonych barakach.
- Po co to zrobiłeś?- zapytała niewiadomo który raz.
- Męska duma.
- Walić dumę, Host! 
Stanąłem przed nią. Była niezmiernie irytująca. Spojrzałem w dół, w jej zielone, ciepłe oczy.
Tak bardzo chciałem ją pocałować.
- Nie jesteśmy zakochani- powiedziałem niepewnie.
- Nie stać nas na to- patrzyła mi w oczy. Ze smutkiem?
Wydawało ci się, Barey.
- A gdybyś...
- Ale wyjeżdżam.
- No tak.
- A gdybyśmy...
- Nie. Bo zaczniemy tęsknić. Host, my już się więcej nie zobaczymy- głos jej się łamał.
- Czyli ty...?
- Oczywiście, że tak. A co myślałeś?
- Ale mówiłaś...
- Od kiedy słuchamy reguł?
Była smutna. Blask w jej oczach zgasł.
- Host- spojrzała.- Jest tylko jedna opcja. Musimy tu skończyć. Ten tydzień miał być nasz. Nie może- wyjąkała.
- Mam cię już nigdy nie spotkać? Nigdy nie zobaczyć?
- Przyjdź w sobotę na peron. O 11:00.
- Czyli nie mówię jeszcze 'żegnaj'?
- Nie, to złe słowo.
A później nawet mnie nie dotknęła. Uciekła. Szybko biegała.
***
Cały następny tydzień przesiedziałem nad matematyką. Jej proste zasady dawały mi spokój i ukojenie.
Rodzice nie byli źli za Waligórę. 
Nie dziwili się też dlaczego spędziłem 5 bitych dni nad matmą.
***
Nie odjechała pociągiem o 11:00.
Odjechała o 6:00.
Napisała mi kartkę przy rozkładzie.
Matematykę robiłem już wiecznie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz